Drakońskie prawo, które każe wsadzać do więzienia podpitych rowerzystów, nie sprawdza się. Przypomnijmy: w Polsce „kolarzy” (tak rowerzystów odsiadujących wyroki nazywają współwięźniowie) obowiązują te same limity, co kierowców aut: ten, kto ma we krwi 0,2-0,5 promila alkoholu, popełnia wykroczenie, a powyżej tego przedziału – przestępstwo, za które można dostać rok odsiadki.

W efekcie ok. 140 osób dziennie dostaje wyrok, rocznie to będzie ponad 50 tys. ludzi, jakieś 4,5 tys. z nich w każdej chwili zapełnia więzienia, a ok. 30 tys. czeka w kolejce na miejsce w celi. Każdy więzień kosztuje nas miesięcznie ok. 2,5 tys. zł, w tym czasie nie pracuje ani nie płaci podatków. Zanim go wsadzą, przez pół nocy opiekuje się nim po dwóch mundurowych, a potem sąd – zamiast zająć się czymś konkretnym – prowadzi proces. Tymczasem zagrożenie płynące z przestępstw, jakich dopuszcza się większość tych ludzi, jest – statystycznie – znikome.

Odpuszczą, ale tylko trochę

Najbardziej prawdopodobne rozwiązanie, które ma złagodzić nadmiernie restrykcyjny system, to zmiana kwalifikacji czynu: jazda po alkoholu na rowerze będzie już tylko wykroczeniem. Jedną z możliwych rozważanych kar byłby nawet 3-letni zakaz jazdy na rowerze pod rygorem więzienia. To połowiczne rozwiązanie, które nie przybliża nas specjalnie do zachodnich standardów.

Śmieją się z nas Anglicy, a BBC robi reportaże o tym, że w Polsce można trafić do więzienia za jazdę rowerem po dwóch piwach. U nich na rowerze wolno jechać do momentu, w którym utrzymuje się równowagę i nie powoduje zagrożeń. Dziki kraj, prawda? Podobnie w krajach skandynawskich. W Niemczech nieśmiało dyskutuje się nad zaostrzeniem limitów alkoholowych dla rowerzystów do... 1,1 promila (z obecnych 1,6), przy czym kontrola prewencyjna (niech dmuchnie, może alkomat coś wykaże) nie występuje.

Wybierasz się do baru– zostawiasz auto, bierzesz rower. W 2012 roku nietrzeźwi rowerzyści spowodowali 206 wypadków, w których zginęły 23 osoby. Owszem – to o 23 za dużo. Jednak pijani piesi byli przyczyną dużo większej liczby wypadków, a nikt nie gania za nimi po chodnikach z alkomatem. Przewracasz się – do izby wytrzeźwień. Idziesz prosto – to idź.

Kogo lepiej łapać?

Pijani kierowcy aut (choć przyłapano ich tylko trochę więcej niż cyklistów) mają na sumieniu 10-krotnie więcej ofiar niż rowerzyści – dlatego to na nich warto się skupić. Ale spytajcie tylko policję, czy warto wyłapywać rowerzystów. Pewnie, że warto! Wszak złapany kolarz to ujawnione przestępstwo (nie jakieś tam wykroczenie) i sprawca złapany przez dzielnych policjantów na gorącym uczynku. Komendant pęcznieje z dumy. Odhaczone, załatwione. Tylko jakim kosztem?