- Kierowcy narzekają na jazdę po lodzie, ale niektórzy tylko czekają na takie warunki
- Policja szczególnie obserwuje kierowców na parkingach podczas zimy i wstawiają mandaty do 5000 zł
- Funkcjonariusze mówią: zero tolerancji i nie stosują pouczeń
Późnym listopadem warunki drogowe są trudne — szybko się ściemnia, często występują mgły i opady czasem deszczu lub śniegu, a na drogach tworzy się "lodowisko". Bez wątpienia w tym czasie każdy kierowca musi mieć oczy dookoła głowy. Występuje jednak pewna grupa kierowców, którym takie warunki zupełnie nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, czekają na nie cały rok, bo wtedy mogą się wyszaleć, wykorzystując śliską nawierzchnię. Z reguły to młodzi kierowcy, którzy nie mają długiego stażu za kierownicą.
Dlatego policja, gdy leży śnieg, szczególnie obserwuje kierowców, którzy jeżdżą bokiem po parkingach i pustych placach. W weekendy i wieczorami mogą tam zebrać niezłe plony.
- Przeczytaj także: Kierowca nie widzi policjanta, a tu... pyk. 12 pkt. karnych mandatu. Za nawyk, który ma wielu
Policja mówi wprost: zero tolerancji i nawet 5 tys. zł mandatu
Jak mówią funkcjonariusze, dla takich kierowców obowiązuje zasada "zero tolerancji". Gdy już trafią na taką osobę, to nie ma szans na pouczenie.
Praktykowanie jazdy bokiem na śniegu wzbudza sporo kontrowersji. Kierowcy, którzy to robią, zazwyczaj chcą zachować bezpieczeństwo i wybierają do tego puste parkingi, na których najwyżej stoją latarnie. Z kolei policjanci mówią wprost: to niebezpieczne dla samego kierowcy, a poza tym nielegalne na drogach publicznych. Interwencje w tej sprawie są tylko po to, by zapewnić bezpieczeństwo samym "drifterom" i osobom postronnym, jeśli takie są.
Pół biedy, jeśli faktycznie dzieje się to na ośnieżonych parkingach, ale niektórzy po prostu jeżdżą bokiem po drogach. Chyba nie trzeba mówić, jak jest to niebezpieczne, gdy coś pójdzie nie tak.
- Przeczytaj także: Trzy nowe odcinkowe pomiary prędkości już łowią nieświadomych kierowców. Dwa są na tej samej drodze
Driftowanie na parkingach na potęgę
Interwencja policji spowodowana driftowaniem miała miejsce już niejednokrotnie. Podczas jednej z takich akcji jeżdżący BMW 29-latek stwierdził, że wykorzysta swój tylny napęd do pojeżdżenia bokiem.
Jak donoszą funkcjonariusze, "mężczyzna używał swojego pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu własnemu, ale przede wszystkim swojego towarzysza, który za pomocą telefonu komórkowego rejestrował wyczyny 29-latka".
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZ pozoru bezpiecznie, ale to za mało
Z pozoru wszystko wydawało się w miarę bezpieczne, bo kierowca wybrał do tego pusty parking. Jednak trzeba przyznać rację funkcjonariuszom, że zagrożona mogła być osoba, będąca na zewnątrz auta. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że przez parking mogła przechodzić jakaś osoba postronna, której kierowca BMW mógł nie zauważyć, będąc zajęty prowadzeniem swojego auta w kontrolowanym poślizgu.
Rezultatem spotkania 29-latka z funkcjonariuszami był mandat w wysokości 3000 zł i 16 punktów karnych na koncie. Na dodatek okazało się, że "drifter" jest poszukiwany w celu ustalenia miejsca pobytu przez Prokuraturę Rejonową w Kielcach. Mężczyzna i tak może mówić o umiarkowanym szczęściu, bo policjanci mogli nałożyć na niego mandat nawet w wysokości 5000 zł.
Kara za driftowanie - konfiskata samochodu
Celowe wprowadzanie tylnej osi samochodu w poślizg, czyli driftowanie, jeszcze kilka lat temu groziło maksymalnie mandatem w wysokości 500 zł. Jednak od 1 stycznia 2021 r. taryfikator mandatów przewiduje za to karę do 5000 zł, a w planach są kolejne zaostrzenia przepisów.
Rząd zapowiedział, że w przyszłości za driftowanie będzie grozić mandat w wysokości co najmniej 1500 zł oraz zatrzymanie prawa jazdy, prawdopodobnie na trzy miesiące – podobnie jak przy drastycznym przekroczeniu prędkości. Dodatkowo pojazd zostanie zabezpieczony na 30 dni, a sąd będzie mógł orzec jego przepadek.