Niemcy zawzięli się na bezkarnie łamiących przepisy na ich drogach Polaków. Szczególnie dotyczy to aglomeracji miejskich, gdzie w wielu miejscach ograniczenie prędkości to 30 km/h.
Taka prędkość często dla kierowców z Polski wydaje się zwykłym absurdem. Jednak znaki z „trzydziestką” stają się coraz bardziej powszechnym zjawiskiem. Nawet na zatłoczonych ulicach Berlina można codziennie spotkać policjantów z laserowym radarem mierzącym prędkość.
Natomiast na ulicach niemieckich miast i miasteczek na każdym kroku można spotkać na wiele fotoradarów, które na pierwszy rzut oka mogą wyglądać na zaniedbane i od dawna porzucone przez obsługujące je służby. To jednak czysta zmyłka dla kierowców. Prawie wszystkie takie fotoradary są „nabite” urządzeniem rejestrującym i systematycznie obsługiwane.
Jednym z takich klasycznych przykładów jest fotoradar zamontowany ok. 500 m od granicy na moście we Frankfurcie nad Odrą. Nie jest on oznakowany jak każde takie urządzenie znajdujące się na polskich drogach, ale wręcz zamaskowany wśród gęsto rosnących wzdłuż ulicy drzew.
Nawet wprawny kierowca nie jest w stanie zareagować w ostatniej chwili, gdyż nie jest w stanie go zauważyć nawet z 10 metrów. To oczywiście w przypadku, gdy nie zareaguje na wcześniej widoczny znak „30”.
Jedno jest pewne, że pojazd potraktowany czerwonym błyskiem fotoradaru zostanie przez stosowne służby szybko namierzony, a jego właściciel otrzyma pełną informację wraz ze zdjęciem kierowcy i tablicy rejestracyjnej oraz informację o kwocie mandatu.
Co prawda wielu polskich kierowców nadal uważa, że za granicą nie muszą płacić mandatów, ale już przy najbliższej kontroli niemiecka policja jest w stanie takiego delikwenta namierzyć, a wówczas kara będzie już znacznie wyższa.
Stąd nasza dobra rada – mandaty w Niemczech i innych krajach należy płacić, gdy nie chcemy mieć problemów z miejscowym prawem.