- Przedawniło się aż 115 tys. spraw o szacowanej wartości kar ok. 26,3 mln złotych
- NIK zakwestionował wybór aż ośmiu lokalizacji odcinkowych pomiarów prędkości
- Średnio co pięćsetny kierowca w Polsce przekraczał dopuszczalną prędkość na odcinku objętym nadzorem
Tak źle jeszcze nie było? NIK bardzo krytycznie podsumowuje budowę tak szumnie zapowiadanego systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym. Oto wyniki kontroli, która objęła Ministerstwo Infrastruktury, Główny Inspektorat Transportu Drogowego oraz jego siedem tzw. delegatur terenowych. Lista zarzutów jest dość pokaźna.
System jest, czy go nie ma?
Zdaniem kontrolerów, system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym praktycznie… nie istnieje. Co więcej – nie będzie istniał bez poważnych zmian w zakresie prawa, jak i samej organizacji. To z czym obecnie stykamy się na drogach, to właściwie jedynie namiastka oczekiwanego systemu. Co gorsza – działa nadzwyczaj marnie.
Miarą marnego działania jest statystyka. W ciągu dwóch lat (2015-2017) zarejestrowano i zweryfikowano łącznie aż 204 tys. wykroczeń. Wydawać by się mogło, że jeśli nie wszystkie, to przynajmniej zdecydowana większość powinna skończyć się ukaraniem sprawców. Nic bardziej błędnego. W Generalnym Inspektoracie Transportu Drogowego pracowano tak, że przedawniło się aż 115 tys. spraw o szacowanej wartości kar ok. 26,3 mln złotych! Innymi słowy, ponad połowie kierowców złapanych przez odcinkowy pomiar prędkości po prostu upiekło się. A to nie koniec.
Po skontrolowaniu całego systemu nadzoru nad ruchem okazało się, że przedawniło się aż 1,6 mln wykroczeń! Podstawowa przyczyna jest dość prozaiczna – niedobory kadrowe. Prócz tego NIK wskazał wadliwe regulacje prawne w zakresie możliwości ustalenia i karania sprawców. Oczywiście w GITD doskonale zdawano sobie sprawę z problemu. Rotacja kadry odpowiedzialnej za nadzór sięgnęła w zeszłym roku aż 90 procent! Na dodatek, łączna liczba zatrudnionych sięgnęła 243 osób. To o blisko trzy czwarte mniej od założonej liczby pracowników.
Jaki problem, takie rozwiązanie
W GITD znaleziono odpowiednie rozwiązanie. Z raportu NIK wynika, że po prostu ograniczono rejestrację wykroczeń. Wykonano to w najprostszy z możliwych sposobów – programowano urządzenia nawet o 30 km/h powyżej prędkości dopuszczonych na danych odcinkach dróg. Autorzy raportu określili to kreowaniem nowych ograniczeń bez podstawy prawnej.
Skuteczność rozwiązania potwierdzają statystyki. Liczba spraw zmalała ośmiokrotnie. Według NIK oznacza to, że nie nałożono kar w wysokości co najmniej 2,8 mld złotych. Z samego systemu odcinkowego pomiaru prędkości to kwota rzędu 410 mln złotych. Co ciekawe zatrudnienie brakującego personelu kosztowałoby ok. 5,5 mln złotych rocznie. A to zaś stanowi zaledwie 0,7 proc. kar jakich nie nałożono na kierowców (w skali roku).
Szukanie winnych
Obwinianie jedynie GITD byłoby jednak zbyt proste. NIK przyjrzała się całemu projektowi budowy systemu automatycznego nadzoru. Okazało się, że także Ministerstwo Infrastruktury ma swoje zaniedbania. Obie instytucje nie dokonały kompleksowej analizy dotyczącej lokalizacji i liczby urządzeń rejestrujących. Zakupy sprzętu finalnie dopasowano do przeznaczonej puli środków. To co zaś kupiono sprawowało nadzór na niespełna 1 proc. dróg krajowych w Polsce. Finalnie kontrolę prowadzono bowiem na 77 km dróg. Z założonych 10 km średniej długości tras objętych odcinkowym pomiarem prędkości wyszło zaledwie 2,7 km. A to nie wszystko.
Nieprawidłowości dotyczyły także wybranych lokalizacji oraz odpowiedniego przygotowania (stwierdzono m.in. problemy z wykonaniem przyłączy elektrycznych). Tylko na samo wskazanie finalnych lokalizacji czekano aż dwa i pół roku! Kontrolerzy wskazali z 29 zestawów urządzeń właściwie rozmieszczono jedynie 18, czyli wszędzie tam, gdzie występowała wysoka wypadkowość i duża liczba ofiar.
Odcinkowy pomiar, czyli przykłady niegospodarności
NIK zakwestionował wybór aż 8 lokalizacji odcinkowych pomiarów prędkości. Są to odcinki Szlichtyngowa – Górczyna, Krościenko Górne – Iskrzynia, Tarnów – Ładna. Prócz nich także trasy w miejscowościach Złota, Karniewo, Tarnowskie Góry oraz w Gorzycach przy ul. Bogumińskiej i ul. Rybnickiej. We wskazanych lokalizacjach nie odnotowano ofiar śmiertelnych wypadków drogowych (statystyki z lat 2011-2014).
Wykazano także niegospodarność. W miejsce jednego dłuższego odcinkowego pomiaru prędkości zainstalowano trzy osobne w bliskiej odległości od siebie. Chodzi o zestawy na odcinku 10 km drogi krajowej nr 7 (Rybitwa-Polesie, Pawłowo, Szymaki). Nie dość, że nie objęto nadzorem wszystkich planowanych miejsc to na dodatek zwiększono koszty o ponad 575 tys. złotych.
Czy odcinkowy pomiar dyscyplinuje kierowców?
Z raportu NIK wynika, że średnio co pięćsetny kierowca w Polsce przekraczał dopuszczalną prędkość na odcinku objętym nadzorem. Na 27 (z 29 rozmieszczonych) co najmniej 71 proc. kierujących poruszało się zgodnie z przepisami. Na pozostałych dwóch skuteczność była znacząco niższa. Na tym nie koniec.
Okazuje się, że skuteczność w kwestii liczby wypadków oraz ich skutków jest… zróżnicowana. Jedynie w 10 lokalizacjach zmniejszono liczbę wypadków, ofiar śmiertelnych i rannych, czyli trzech kluczowych wskaźników oceny systemu automatycznego nadzoru. W kolejnych 10 tylko jeden lub dwa wskaźniki zmniejszyły się. Nie odnotowano wypadków jedynie na trzech. Na sześciu zaś przynajmniej jeden ze wskaźników wzrósł, co oznacza po prostu negatywny wpływ na bezpieczeństwo ruchu drogowego.
Na tle zwykłych stacjonarnych fotoradarów oraz rejestratorów przejazdu na czerwonym świetle skuteczność zestawów odcinkowego pomiaru prędkości nie jest zła. Rejestrują bowiem najwięcej wykroczeń. W porównaniu z fotoradarami jest to o prawie połowę więcej. W zestawieniu zaś z urządzeniami kontrolującymi przejazd przy czerwonym świetle jest to nawet dwukrotnie więcej. Niestety aż 12 proc. spraw było odrzuconych – główny powód to nieczytelność zdjęć na skutek braku dodatkowego oświetlenia.
Są i inne pozytywy w smutnej historii. NIK ocenił też funkcjonowanie odcinkowych pomiarów prędkości w przeliczeniu na koszty jednego wypadku i ofiar śmiertelnych. Szacunkowy efekt tzw. korzyści społecznych aż 12-krotnie przewyższył koszty zakupu i utrzymania urządzeń. Niestety przy niewielkim pokryciu dróg krajowych (niespełna 1 proc.) nie wpłynęło to zauważalnie na dane dotyczące bezpieczeństwa na wszystkich drogach krajowych nie wspominając o prognozowanych wartościach.
Kto wyciągnie wnioski?
W NIK nie poprzestano jedynie na wypunktowaniu braków i wskazania niewielkich pozytywów. Pora na wnioski skierowane do badanych instytucji. Kontrolerzy apelują m.in. do ministra infrastruktury o wydanie przepisów wykonawczych związanych z lokalizacją urządzeń, wydłużeniem kontrolowanych odcinków i pomocą przy uzupełnianiu braków kadrowych w GITD.
W przypadku GITD zaś wnoszą o lepszą współpracę z zarządcami dróg i Policją, wyeliminowanie przedawnień i zaniechanie ustalania dość tolerancyjnych progów przekraczania dopuszczalnej prędkości.