Fotoradary mają służyć poprawie bezpieczeństwa na drogach – czasami nawet rzeczywiście tak działają, choć tu opinie bywają podzielone. Bo wiadomo – przed oznakowanym fotoradarem każdy zwolni. Ale co dzieje się później? Większość kierowców, kiedy tylko minie jaskrawożółty maszt, wciska gaz, żeby nadrobić stracony czas.
Tabliczek ostrzegających o fotoradarach jest już tak wiele, że widok ten nam spowszedniał, a czasem są umieszczane w taki sposób, że łatwo je przeoczyć.
Lato to tradycyjnie czas żniw dla tych straży miejskich, które działają wzdłuż popularnych tras wyjazdowych. Miejscowi uczą się szybko i dokładnie wiedzą, gdzie i kiedy trzeba zdjąć nogę z gazu, a przyjezdni to łatwy łup. Nie wiedzą, że za drzewem stoi znak, za przystankiem – fotoradar, a w krzakach czai się drogówka.
Nawet jeśli wydaje im się, że jadą ostrożnie, i tak można ich skasować – wystarczy, że oznakowanie drogi będzie takie, żeby nikt nie połapał się w tym, z jaką prędkością wolno jechać. Małomiasteczkowe straże czują się zupełnie bezkarne – kiedy po kilku tygodniach przyłapany kierowca dostanie wezwanie, to na pewno nie będzie pamiętał, czy miejsce pomiaru było prawidłowo oznakowane (bo mógł nawet nie zauważyć, że wpadł w sidła), jest też mało prawdopodobne, żeby składał protesty czy odwołania.
Jak dojechać i nie zapłacić mandatu?
Na trasie z Warszawy do Zakopanego o długości 450 km, przez Mszczonów, Rawę Mazowiecką, Częstochowę, Mysłowice, a następnie autostradą A4 i zakopianką, według zestawienia przygotowanego przez firmę NaviExpert natrafić możemy na 23 fotoradary. Niezły wynik! To 5 fotoradarów na 100 km trasy – przy czym to wcale niejedyne okazje, żeby na tej trasie dostać mandat. Trzeba się też liczyć z patrolami policji „krzakowej”, mobilnymi fotoradarami Inspekcji Transportu Drogowego oraz z nieoznakowanymi wideorejestratorami.
To i tak niewiele – wrocławianie jadący na urlop do Karpacza przez Strzegom, Bolków, Łomnicę i Mysłakowice mają co najmniej 13 okazji, żeby dać sobie zrobić zdjęcie. Generalnie – na popularnych trasach fotoradar można spotkać zwykle średnio co 20 km. Miejscowości takie jak Biały Bór czy Kobylnica, które znaczną część swoich dochodów czerpią z mandatów, są znane już w całej Polsce.
Im popularniejsza trasa, tym więcej kontroli fotoradarowych
Zasada jest prosta: liczba kontroli drogowych nie zależy od tego, czy dana trasa jest szczególnie niebezpieczna – bardziej liczy się natężenie ruchu na niej. Im więcej aut, tym lepszy zarobek na mandatach.
Adam Bąkowski z firmy NaviExpert radzi, żeby nie jeździć na pamięć, bo w ciągu ostatnich miesięcy drogowcy pracowicie zmieniali oznakowania na głównych trasach – na wielu odcinkach można się więc poważnie zdziwić. Całkiem niedawno odbył się nagłośniony w mediach przegląd znaków drogowych na trasach, którymi zarządza Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Miał on służyć m.in. wyeliminowaniu bezsensownych ograniczeń prędkości. Jeśli jednak myślicie, że to oznacza, iż w drodze na urlop nie spotkacie już głupio ustawionych znaków, to jesteście w błędzie. Cała ta medialna szopka dotyczyła w rzeczywistości jedynie 5 proc. dróg!
Co zrobić, żeby uniknąć takich fotoradarowych pułapek?
Jeździć przepisowo – to oczywiste. Tyle że wykroczenia czasem popełniamy niechcący, bo np. nie zauważymy znaków albo celowo zostały one ustawione tak, żeby wprowadzać w błąd kierowców. Typowa sztuczka napędzająca ruch w interesie gminnym fotoradarompolega na tym, że przy wjeździe do miejscowości ustawiany jest znak ograniczenia (np. do 40 km/h) obejmujący całą miejscowość. Później, kawałek przed fotoradarem, stawiany jest znak końca terenu zabudowanego. Kierowcy – nawet ci, którzy przepisy traktują poważnie, z reguły dają się nabrać i rozpędzają się wtedy do prędkości 90 km/h. Tymczasem w takim wypadku ograniczenie do 40 km/h znosi dopiero znak informujący o końcu miejscowości. Proste i skuteczne, a dla budżetu gminy – zbawienne!
Nawigacja może ostrzec przed fotoradarowymi pułapkami
Przed takimi pułapkami może uchronić dobra nawigacja, najlepiej taka, która jest aktualizowana na bieżąco. Większość programów pozwala włączyć ostrzeżenia o fotoradarach i o przekroczeniu dopuszczalnej w danym miejscu prędkości. Oczywiście – nie można im bezgranicznie wierzyć, bo czasem dane są nieaktualne lub po prostu błędne.
Zobacz, kiedy pomiar suszarką jest niewłaściwy?
Firmy oferujące programy nawigacyjne coraz częściej oferują też rozwiązania pozwalające kierowcom wzajemnie się ostrzegać. Jeśli urządzenie działa online, użytkownik może zgłosić np. zauważony przez siebie fotoradar czy patrol (wystarczy nacisnąć odpowiednią ikonkę na wyświetlaczu urządzenia), a inni jadący w pobliżu uczestnicy ruchu zostaną o nim poinformowani – oczywiście, o ile używają tego samego programu.
Jeśli jadąc w gąszczu fotoradarów, czujecie się nieswojo, możecie zastosować też inną metodę. Zwykle wystarczy, że w nawigacji zamiast trasy najszybszej wybierzecie opcję najkrótszą – wtedy większość urządzeń prowadzi bocznymi drogami niższych kategorii. Zwykle są one mniej oblegane, więc prawdopodobieństwo napotkania kontroli jest też znacznie mniejsze. Fotoradary nie są tanie – stawia się je tam, gdzie mogą najszybciej się zwrócić.
Kto pilnuje kierowców?
- 5800 policjantów drogówki9790 strażników miejskich i gminnychok. 344 inspektorów Inspekcji Transportu Drogowego477 radiowozów z wideorejestratorami1357 radarów ręcznych543 mierniki laserowe29 fotoradarów/wideorejestratorów mobilnych ITD236 stacjonarnych radarów straży gminnych