Czy widzicie, jak wygląda auto na zdjęciach? Nazywa się Skelta, pochodzi z Australii i może mieć silnik o mocy 340 lub 460 koni, co mi się podoba, nawet bardzo. Niestety, to wszystko.
Skeltę zbudowano na bazie chromowo-molibdenowej ramy. Nie wiem, co to za magiczny materiał, ale najwyraźniej emituje on jakieś promieniowanie, które zniekształca nadwozie Skelty. Kurcze, ono jest wręcz nieprzyzwoicie brzydkie! Ohydne! Obskurne! Paskudne! Peugeot 307 Sedan to przy tym potworku wzorzec piękna, teraz to rozumiem.
Niektórzy mówią, że w przypadku supersamochodów wygląd się nie liczy, bo ważniejsze są osiągi. Nonsens! Supersamochodów nie kupuje się wyłącznie po to, by nimi szybko jeździć, ale przede wszystkim lub raczej tylko po to, by poczuć się za ich kierownicą jak młody bóg! Nic innego się nie liczy!
Te sekundy do setki, te km/h i te KM są ważne, owszem, ale tylko po to, byśmy za kierownicą supersamochodu mogli się poczuć tak, jakbyśmy byli lepiej wyposażeni, bogatsi, piękniejsi, wyżsi, szczuplejsi, mądrzejsi, po prostu lepsi.
A wygląd tego typu modeli musi być agresywny i męski, musi dawać poczucie władzy, musi wzbudzać respekt, musi sprawiać, że dzieci będą się bać takiego auta! Skelty się nie można bać. Z niej się można tylko śmiać, więc sorry…
Przykro mi, ale Skelta nie łechta mi ego i wstydziłbym się w niej pokazać. Jedyne, co mi się w niej podoba, to tylne światła, ale one pochodzą od jakiegoś innego auta (dobrze myślę, że od Mazdy CX-7?), co nie działa na korzyść australijskiej pokraki.
Powtarzam więc – Peugeot 307 Sedan jest przepiękny!