To miało być bardzo długie i brzemienne w skutkach zebranie. Pod koniec 2008 roku menedżerowie Mercedesa dywagowali nad nazwą nowego „skrzydlaka”.
SL – tak jak poprzednik z 1954 roku? Już zajęte!
SLR? Też nie, bo tak nazwano pochodzącego ze współpracy z Anglikami Mercedesa McLarena. W końcu zebrani wysłali najmłodszego ze swojego grona po książkę o historii modeli z gwiazdą. „SLS, moi panowie!
Takie auto mieliśmy już pod koniec lat 50. XX wieku. Tyle że 300 SLS było roadsterem”. Roadsterem? „To nic, przecież taka odmiana C197 także jest w planach” – powiedzieli menedżerowie i słowo ciałem się stało.
Jesienią zeszłego roku, podczas salonu samochodowego we Frankfurcie, SLS AMG Roadster rzeczywiście ujrzało światło dzienne.
Czy oprócz nazwy coś jeszcze łączy oba pojazdy?
SLS to skrót od niemieckiego „Sport Leicht Super” (środkowe słowo oznacza po prostu „lekki”). W przypadku 54-letniego klasyka przekłada się to na 1040 kg żywej wagi. Mercedes zbudował tylko 2 egzemplarze tego modelu – odbiorcą był Amerykanin Paul O’Shea, któremu w 1957 roku udało się wprowadzić obydwa pojazdy do międzystanowych mistrzostw aut sportowych.
Dzięki karoserii i silnikowi z aluminium oraz zrezygnowaniu z płóciennego dachu i szyb masa spadła aż o 337 kg w stosunku do 300 SL. Rzędowa „szóstka” została podkręcona i moc skoczyła z 215 na 235 koni.
Niestety, obydwa egzemplarze nie przetrwały do naszych czasów – auto prezentowane na zdjęciach to replika (zbudowana na bazie „skrzydlaka”). Za to w ramie znajduje się oryginalny silnik, bo Mercedes wyprodukował 3 jednostki zapasowe. Odnalezienie ich podczas remanentu w stuttgarckich magazynach było pretekstem do odbudowy auta.
Odpalamy silniki
Mimo mniejszej pojemności „staruszek” wydaje z siebie o wiele bardziej rasowy dźwięk niż jego następca. W sumie nic dziwnego – mechaniczny wtrysk konkuruje tu z... elektroniką Euro 5.
rzekładając to na bardziej zrozumiały język: niebieski, niczym niefiltrowany obłok spalin jest przeciwstawiany skomplikowanemu, 4-drożnemu katalizatorowi.
W 300 SLS czujemy w rękach prawdziwe drewno na kierownicy, a w ustach – smak kurzu z ulicy. W SLS Roadsterze witają nas chłodzone siedzenia i „suszarka” wytwarzająca ciepłe powietrze ogrzewająca kark. Ale to już zupełnie inna historia...
PODSUMOWANIE - Oba auta dzieli wieczność, ale mimo to z łatwością można znaleźć podobieństwa, np. umieszczone na przednim błotniku olbrzymie „skrzela” czy choćby podobny, szeroki grill.
SLS AMG Roadster to auto, które z pewnością budzi emocje – świetne osiągi, niskie spalanie, bogate wyposażenie i komfort, o jakim w pojazdach sprzed 50 lat nie było mowy.
Jednak nowoczesność to też ekologia i wszystko to, co się z nią wiąże – dlaczego silnik V8 nie brzmi tak, jak dawniej? Czy troska o właściwy skład spalin i wyśrubowane normy hałasu muszą nakładać na producentów aż tak daleko idące ograniczenia?