• W miejscu, które ze względu na swój charakter, ma pozostać tajemnicą, znajduje się ponad tysiąc pojazdów, których zniszczenie byłoby niepowetowaną stratą
  • Niemal każdy obecny tu samochód ma do opowiedzenia jakąś historię, przy czym część z nich jest wyłącznie pokazem możliwości projektantów niemieckiej marki
  • Unikatowe egzemplarze przechowywane są w specjalnym, klimatyzowanym pomieszczeniu, w którym utrzymywana jest stała temperatura i wilgotność

Szansa na to, że uda się odkryć tajemnicę i zlokalizować miejsce, w którym BMW pod jednym dachem trzyma ponad tysiąc pojazdów, w tym unikaty, które nigdy nie trafiły do produkcji, jest znikoma. A to dlatego, że w ciągu ostatnich siedmiu lat nie wszedł tu nikt, kto nie ma legitymacji pracowniczej. Wyjątkiem są dziennikarze z redakcji "Auto Bilda", którzy odwiedzili to miejsce, ale zobowiązali się, że nie zdradzą lokalizacji skarbca BMW.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Poznając szczegóły tej niecodziennej wizyty trudno się dziwić, że Niemcy tak bardzo chcą uniknąć rozgłosu. Już w chwilę po wejściu do obiektu oczom ukazuje się rząd stojących obok siebie klasycznych modeli BMW. Najwyraźniej Marc Thiesbürger, który wie o całej tej kolekcji niemal wszystko, nie jest tym widokiem zaskoczony, co innego ci, którzy znajdą się tutaj po raz pierwszy.

Egzemplarze stworzone, aby pokazać, jak daleko można się posunąć

Dowód? Wystarczy stanąć oko w oko z modelem, który wygląda jak... seria 7. Chociaż samochód faktycznie prezentuje się jak E32 z 1987 r., to jest nieco inny, dłuższy. Dzięki tej zmianie możliwe było umieszczenie pod maską 16-cylindrowego silnika, ponadto siostrzany model ma także wloty powietrza z tyłu do chłodzenia i nazywa się "Goldfish". Thiesbürger wyjaśnił, że są to samochody, które były swoistym pokazem możliwości, tego, jak daleko można się posunąć.

Okazuje się, że takie niecodzienne konstrukcje są w BMW na porządku dziennym. W 1991 r. inżynierowie pracowali nad e-samochodem, a dwa lata później miało powstać trzyosobowe auto z silnikiem motocyklowym. Mało? Z3 Roadster zyskało nawet 12-cylindrowy motor. I chociaż BMW zawsze pozwala technikom sprawdzać granice, to i tak o ostatecznym sukcesie można mówić, dopiero gdy auto trafi do klientów. Przykładem może być 300-konne Z3, które ostatni raz na drogę wyjechało w 2016 r. Wszystko tłumaczy ocena pojazdu: "Trudny w prowadzeniu, zbyt duża masa na przedniej osi".

Minimalna masa, maksymalna możliwa moc

O nadmiar masy nie można było natomiast posądzić modelu 700 RS z 1961 r. W myśl firmowej maksymy auto ma ważyć tylko tyle, ile to konieczne, ale mocy mieć tyle, ile to możliwe. Dlatego ten niewielki roadster z płaską przednią szybą i spartańskim wyposażeniem miał silnik o mocy 70 KM, ale za to ważył jedynie 493 kg. "Król gór" Hans Stuck dzięki temu podejściu odskoczył konkurencji i nie tylko wygrał górskie mistrzostwa Niemiec w 1960 r., lecz także 12-godzinny wyścig na torze Monza uzyskując średnią prędkość 136,7 km/h. To właśnie ten model sprawił, że BMW ponownie zyskało sportowy prestiż.

Skarbiec BMW Foto: Fred Roschki / Auto Bild
Skarbiec BMW

To była bardzo ważna zmiana dla niemieckiego producenta, bo pod koniec lat 50. i na początku 60. BMW otarło się o plajtę. Powodem było portfolio, na które składały się m.in. Isetta i przestarzały model 501 z lat 50., które każdego roku przynosiły milionowe straty. Wiatr w żagle zaczął wiać wraz z pojawieniem się przemysłowca Herberta Quandta, który zapewnił odpowiedni kapitał oraz nową klasą reprezentowaną przez model 1500 z 1961 r. i 1800, który wprowadzono dwa lata później. Wtedy to zaczęła się prawdziwa radość z jazdy.

Wkrótce po tym pojawiło się BMW 2000 TI z 1966 r. Hubert Hahne, prowadząc 185-konne BMW, był pierwszą osobą, która samochodem produkcyjnym pokonała północną pętlę toru Nürburgring w czasie krótszym niż 10 minut. Już na następny dzień po tym wydarzeniu, 7 sierpnia 1966 r., odbyło się Grand Prix Niemiec, o czym świadczy widoczna na szybie naklejka. Samochód co prawda nie ma zderzaków, ale musiał zostać schowek, w którym jak żartował Hahn, trzymał jabłko i banana na wypadek, gdyby zgłodniał podczas wyścigu.

Skarbiec BMW Foto: Fred Roschki / Auto Bild
Skarbiec BMW

BMW pierwszym samochodem, o którym debatowano w Bundestagu

Równie ważnym okresem okazały się lata 70., a dokładnie 1973 r. i modele 3.0 CSL oraz 2002 Turbo. Sercem pierwszego z modeli jest sześciocylindrowy silnik rzędowy o mocy 206 KM, a sam samochód wyposażony jest w przedni fartuch i tylny spojler. Ten drugi z racji tego, że w Niemczech nie miał homologacji drogowej, umieszczony został w bagażniku i opatrzono napisem: "Ty to zrób!"

Wyjątkowym jest także 2002 Turbo, który był pierwszym seryjnie produkowanym w Europie autem z turbodoładowaniem. Samochód o mocy 170 KM idealnie wstrzelił się w okres kryzysu naftowego. Model ten wywołał emocje także za sprawą napisu "turbo" z jednej strony przedniego spojlera i oznaczenia "2002" po drugiej. Z racji tego, że dla niektórych osób było to niewłaściwe, dyskusja o tym aucie przeniosła się aż do Bundestagu. Ostatecznie naklejki były dostępne wyłącznie w dealerskich sklepach z częściami i oznaczone napisem "Przyklej je!"

Ale nie tylko sportowymi aspiracjami stało BMW, co potwierdza Megaron z 1991 r. Tu w oczy rzuca się wysokość auta. Nic dziwnego, projektanci stworzyli bowiem 7-miejscowego vana, którego z miejsca odrzucili, bo nie pasował do wizerunku marki. Sytuacja zmieniła się w 2015 r. za sprawą modelu 2 Gran Tourer.

Skarbiec BMW Foto: Fred Roschki / Auto Bild
Skarbiec BMW

Art Cars — auta dopracowane tak jak dzieła sztuki

W tym tajemniczym miejscu znajdziemy, nie bez przyczyny, także komorę klimatyczną. Jest tutaj pomieszczenie, w którym utrzymywana jest stała temperatura 21 stopni, a wilgotność na poziomie 35 proc. To tu znajduje się 80 unikatowych egzemplarzy, których zniszczenie byłoby niepowetowaną stratą. Przykładem są Art Cars. W 1975 r. pojawił się pomysł, aby samochody były dopracowane jak dzieła sztuki. Swoje piętno na 3.0 CSL odcisnęli Alexander Calder i Frank Stella, osobiste akcenty dodali także Jeff Koons i Roy Lichtenstein. Swój wkład miał rzekomo również Andy Warhol, który w 1979 r. w zaledwie 28 minut miał pomalować "własne" M1. Trudno, żeby takie perełki bezpowrotnie przepadły.

Ale są tu też samochody, które same nie były uwielbiane, ale za to w rzeczywistości wykorzystywane. Przykładem jest "siódemka" Jamesa Bonda, która wystąpiła w filmie "Jutro nie umiera nigdy" z 1997 r. Poniżej fotela kierowcy, mniej więcej tam, gdzie powinna być tylna kanapa, umieszczono siedzenie z kierownicą i monitorem z przodu. Tak więc prawdziwy szofer siedział za nieistniejącym kierowcą i nawet w rzeczywistości mógł być prowadzony przez osobę siedzącą z tyłu. Co więcej, samochód naprawdę wyposażony jest w piłę wyskakującą z logo BMW na masce i umieszczone w bagażniku butle z gazem generującym dym — to na wypadek pościgu przez nieustępliwych złoczyńców.