- W listopadzie 1991 r. w Hamburgu zginął w wyniku eksplozji samochodu pułapki Zbigniew Nawrot — polski biznesmen, któremu przypisywano kontakty z mafią i udział w aferze alkoholowej, tzw. Schnapsgate
- Pod jego Ferrari Testarossa podłożono ładunek heksogenu, odpalony zdalnie za pomocą nadajnika radiowego. Wybuch uszkodził okoliczne budynki i zaparkowane w pobliżu samochody. Zabił też, oprócz Nawrota, dwie przypadkowe osoby
- Śmierć Zbigniewa Nawrota uważana była za gangsterską egzekucję, której tłem mogły być porachunki związane z aferą alkoholową
Zamach na biznesmena, związanego z przestępczą działalnością mafii, nazwano później jedną z najbardziej bezwzględnych egzekucji polskiego półświatka. Był też jedną z najbardziej spektakularnych zbrodni w kryminalnej historii Hamburga. Wybuch uszkodził kilka samochodów w pobliżu Ferrari Nawrota i zabił, oprócz niego, dwie przypadkowe osoby. Według źródeł Nawrot zginął, bo zadarł z niewłaściwymi ludźmi, chociaż tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, jaka była bezpośrednia przyczyna starannie zaplanowanego zabójstwa. Wiadomo jednak, jak zostało przeprowadzone i kto je zlecił.
Zobacz także: Uszkodził egzotyczne Ferrari. Miał polisę za 400 zł, ubezpieczyciel zapłacił majątek
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZbigniew Nawrot "pompował" do Polski alkohol
O Zbigniewie Nawrocie media pisały w różny sposób. Określany był jako działający w Hamburgu biznesmen, który "pompował" do Polski nielegalny alkohol, wykorzystując do tego celu luki prawne. Czasem też wprost — jako gangster i numer jeden alkoholowej afery nazywanej Schnapsgate.
Z wykształcenia technik energetyk, po szkole miał prowadzić punkt napraw sprzętu RTV w Zawierciu. W 1979 r. uciekł z Polski przez zieloną granicę. Przebywał w Niemczech, Danii i USA. W międzyczasie ściągnął z Polski swoją przyszłą żonę – Jolantę. Już jako małżeństwo pojechali do Hamburga, gdzie Nawrot zaczął rozwijać swój biznes. Według serwisu naszemiasto.pl otworzył tam najpierw bistro, później sklep i hurtownię. "Zbyszek miał rozległe kontakty z całym światem. Handlował elektroniką, benzyną, alkoholem, papierosami, kawą, ryżem" – mówił już po śmierci Nawrota jego ojciec, którego wypowiedź cytuje naszemiasto.pl.
Biznes jednak na dobre zaczął rozkręcać się dopiero po 1988 r., kiedy uproszczono import alkoholu do Polski i zniesiono obowiązek uzyskiwania koncesji na jego przywóz "na własne potrzeby". Do kraju zaczął "falami" płynąć alkohol, przyjeżdżały całe cysterny, w tym duże ilości spirytusu Royal z nalepkami firmy Nawrota. Ten czerpał z procederu ogromne zyski, podobnie jak inni zaangażowani w akcję "biznesmeni". Dzięki wykorzystywanym lukom w prawie doszło do pierwszej wielkiej afery Schnapsgate, która "wpompowała" do Polski ponad 30 mln litrów spirytusu. Najwyższa Izba Kontroli wyliczyła, że Skarb Państwa poniósł straty sięgające ponad 2 mld (obecnych) zł.
Zobacz także: Po tragicznym pożarze nasuwa się pytanie. Czy auta elektryczne są naprawdę niebezpieczne?
Zbigniew Nawrot uznawany był wtedy za rezydenta warszawskiego półświatka w Niemczech. Podobno w tym samym budynku, w którym rezydował, sklep ze sprzętem elektronicznym miał Nikodem S., ps. "Nikoś", nazywany "ojcem chrzestnym" mafii pruszkowskiej, która na przemycie spirytusu zarobiła krocie. Nawrot miał zresztą kontakty nie tylko z Pruszkowem, ale też m.in. z Marianem K., znanym też jako Ricardo Fanchini. Ten pochodzący ze Śląska przestępca, utrzymujący kontakty z rosyjską mafią, powszechnie uważany był za najważniejszego polskiego gangstera działającego za granicą.
Z Ferrari został stos przepalonej blachy
Wyrok na Zbigniewa Nawrota miał zapaść w Wiedniu, gdzie rezydował jeden z jego największych konkurentów w handlu sprzętem telewizyjnym, spirytusem i kawą. "Król spirytusu" jeździł wtedy — jak przystało na człowieka powiązanego z mafią — luksusowym Ferrari. Model Testarossa został po raz pierwszy zaprezentowany w 1984 r. i bardzo szybko stał się popularny wśród amatorów motoryzacji. Był i jest do tej pory jednym z najbardziej spektakularnych modeli w gamie Ferrari. Nawrotowi w 1991 r. nie przyniósł jednak szczęścia.
Późniejsze śledztwo wykazało, że sprawcy podłożyli pod samochód torbę zawierającą kilogram heksogenu, materiału silniejszego od trotylu. Ładunek został ukryty w lewym tylnym nadkolu i odpalony za pomocą nadajnika radiowego, wymontowanego z dziecięcej zabawki. "Promień rażenia, będący następstwem fali uderzeniowej, wyniósł 130 metrów. Wyzwoliła się przy tym temperatura 3 tys. st. C" — pisze naszemiasto.pl.
Siła odrzutu oderwała mu stopy
Nawrot wsiadał wtedy do samochodu w towarzystwie swojej 19-letniej znajomej. Jej udało się przeżyć zamach, chociaż była ranna. Mężczyzna jeszcze żył, kiedy przewieziono go do szpitala. Miał ciało poparzone w 60 proc., siła odrzutu podczas wybuchu odrzuciła go na przeciwległy chodnik, oderwała mu stopy. Lekarze długo walczyli o jego życie.
Podczas eksplozji w jezdni powstała ogromna wyrwa, zapaliło się kilka zaparkowanych w okolicy samochodów. Wybuch zdemolował też witryny sąsiednich sklepów, w pobliskich domach z okien wyleciały szyby. Zginęły dwie przypadkowe osoby, które akurat znalazły się w pobliżu Ferrari.
Zobacz także: Tak kradli auta w latach 90. Jedna z metod zakładała współpracę z Niemcem
Zabójcy wpadli szybko, zatrzymano ich w 1992 r., ale to byli tylko wykonawcy zlecenia. Sąd skazał Jerzego B. na 25 lat więzienia, a Jana N. na 12 lat. Jerzy B. przyznał się do zbrodni i wyjaśniał, iż do zamachu został zmuszony szantażem.
"Mózg" całej operacji został aresztowany dopiero kilkanaście lat później, w 2007 r. Okazał się nim Mieczysław M. Był jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców. Na zlecenie organizował zamachy bombowe, prowadził handel ludźmi i narkotykami. Przed organami ścigania ukrywał się w różnych krajach, aż w końcu został namierzony niedaleko Bielska-Białej, w domu byłej żony.
W 2009 r. Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej ogłosił wyrok 25 lat pozbawienia wolności dla Mieczysława M. i utratę praw publicznych na 7 lat. Rok później, po apelacji wyrok został złagodzony przez sąd w Katowicach. Mieczysław M. dostał 15 lat, m.in. ze względu na stan zdrowia.