Uprzejmie informujemy: nasz Mercedes chyba w końcu się dotarł. Biały sedan ma na liczniku już 200 tys. km, a mimo to nie sprawia żadnych kłopotów. Kiedy rozpoczynaliśmy ten test, bardzo chcieliśmy, aby tak właśnie było, ale – mówiąc szczerze – baliśmy się, że klasa C nie poradzi sobie z trudami maratonu.
A tymczasem... Zmęczenie materiału? Nic z tych rzeczy! Małe przypomnienie dla tych, którzy nie pamiętają już raportu z pierwszych 100 tys. km (Mercedes C 180 Kompressor - Biały Mercedes zjeżdża do boksu). Latem 2007 r. udaliśmy się incognito do jednego z salonów Mercedesa w celu zakupienia najprostszej i najtańszej dostępnej wówczas odmiany klasy C. Z dodatków zdecydowaliśmy się jedynie na proste radio z równie prostą nawigacją. Potem wszystko potoczyło się szybko: biały Mercedes stał się wołem roboczym i wiernym towarzyszem podróży. Woził ludzi, sprzęt fotograficzny, nigdy nie protestował i ani razu nie zawiódł. A łagodnie traktowany nie był: nam, dziennikarzom, przecież zawsze gdzieś się spieszy.
Powtórzmy to jeszcze raz – spodziewaliśmy się, że po 200 tys. km wiele z tego auta nie zostanie, a tu miłe zaskoczenie. Mercedes wygląda niemal tak świeżo, jak w dniu, kiedy odebraliśmy go z salonu. Owszem, można przyczepić się do pracy układu kierowniczego. Zawieszenie charakterystyką przypomina starą kanapę i do dynamicznej jazdy nadaje się raczej średnio, a stalowe felgi z kołpakami w aucie za ponad 120 tys. zł sprawiają nie najlepsze wrażenie. Ale to w tym momencie bez znaczenia.
Mercedes C 180 Kompressor to idealne auto na trasę. Kilometry połyka z niebywałą lekkością i łatwością. Wielu kierowców chwaliło właśnie jego prostotę – gdy się dobrze zastanowić, okaże się, że z większości dodatków korzystamy w samochodzie rzadko (lub wcale). Wniosek? Na dłuższą metę są chyba jednak zbędne. Lepiej zaoszczędzić pieniądze.
Samochody mają po prostu jeździć, a nie atakować nas setkami zbędnych funkcji. Taki jest nasz Mercedes – taktowny i dyskretny. Jak dobry angielski lokaj. A że tapicerka wygląda tanio? Żaden problem. Zresztą ogólnie za wystrój wnętrza żadnej nagrody byśmy klasie C nie przyznali. Co innego za trwałość: nawet po 200 tys. km środek wygląda całkiem świeżo.
Nic tu nie trzeszczy ani nie skrzypi. Pamiętamy (aż za dobrze), że jeszcze do niedawna Mercedes miał z tym problemy. Prostota obsługi to tradycja u tego producenta. Już w latach 70. XX w. dziennikarze narzekali na skromny wystrój kokpitu. A przecież Mercedesy do najtańszych aut na rynku nie należały i nie należą... Cóż, wtedy jednak ta zasłużona marka przekonywała jakością.
A jak pod tym względem wypadł nasz „maratończyk”? Czy coś godnego uwagi wydarzyło się w trakcie kolejnych 100 tys. km? Owszem. Lecz najwięcej strachu najedliśmy się z własnej winy, zasługi samochodu w tym nie było. Podczas tankowania zawsze kontrolujemy poziom oleju. Raz zdarzyło się tak, że nie dokręciliśmy korka wlewu. Efekt? Silnik został nasmarowany od zewnątrz zamiast od środka. Na szczęście doładowany mechanicznie benzyniak 1.8/156 KM (warto podkreślić, że 87 KM z litra pojemności to dobry wynik) wybaczył nam ten błąd i przetrwał „suszę” bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Dziękujemy.
Poza tym – i tym razem jest to już wina samochodu – bardzo często musieliśmy wymieniać przepalone żarówki. Najczęściej posłuszeństwa odmawiała ta w prawym świetle mijania. Układ hamulcowy wymagał ingerencji dopiero przy przebiegu 151 tys. km: wymieniliśmy klocki na wszystkich czterech kołach, tarcze z tyłu oraz przednie osłony termiczne. A pod koniec, przed samymi oględzinami, klasie C przydarzyła się drobna usterka. Silnik przeszedł w tryb awaryjny, ale po ponownym uruchomieniu problem ustąpił. Przyczyna – zwarcie w instalacji elektrycznej.
I to na tyle. Poza tym, jak już wspomnieliśmy, nasz Mercedes „połykał” kilometry. W sumie wyszło ok. 50 tys. rocznie – to dużo! Ci, którzy wybierali się nim w podróż służbową, zawsze wracali z uśmiechem na twarzy. Wygląda więc na to, że jeśli niebo nie spadnie nam na głowy, to zbyt szybko się naszego białego sedana nie pozbędziemy. Możecie więc cieszyć się już na rok 2017 i sprawozdanie po przebiegu 500 tys. km. Nie ostatnie, rzecz jasna.
PODSUMOWANIE - Po czterech latach morderczego testu i pokonaniu 200 tys. km Mercedes C 180 Kompressor jest naprawdę w doskonałej formie. Nasz „maratończyk” nie przeżywał żadnego kryzysu, a drobna zadyszka przy przebiegu blisko 189 tys. km – włączył się tryb awaryjny – okazała się mało znacząca i jedynie napędziła nam strachu. Biała klasa C o kodzie fabrycznym W204 obudziła w nas nadzieję na to, że stara, dobra jakość Mercedesa powróciła. Kłopoty znane z poprzednich generacji W203 (2000-07) i W202 (1993-2000) związane m.in. z rdzą, a także poważnymi niedomaganiami „elektryki”, należą już chyba do przeszłości.
Oczywiście, duży wpływ na tak dobry wynik ma wersja, jaka uczestniczy w naszym teście. Nieskomplikowanego technicznie Mercedesa C 180 Kompressor pozbawiono gadżetów, natomiast wyposażono tylko w elementy niezbędne do tego, żeby podróżować wygodnie i komfortowo. Jak się okazuje, taki wybór się po prostu opłaca.Nasz długodystansowiec po raz drugi zjechał do boksu na pitstop. Dokładnie sprawdziliśmy stan głównych podzespołów i... ruszyliśmy dalej! Kolejne kontrole przewidzieliśmy po 300 i 400 tys. km. Dopiero po pokonaniu 500 tys. km zdecydujemy, czy kończymy test i rozbieramy Mercedesa na części, czy jedziemy dalej...