Dziennikarz piszący recenzje kulinarne ma fajnie. Nikt go nie upomina, jeśli obiekt jego zainteresowania zostanie napoczęty, a nawet... zniknie. My, dziennikarze motoryzacyjni, nie mamy tak dobrze: na samochody testowe musimy chuchać i dmuchać, nie daj Boże, żeby coś się z nimi stało. Dziś karta może się jednak odwrócić.
Żeby było jasne: w tym teście mimo wszystko nie chodzi o to, by zniszczyć widoczną na zdjęciach Toyotę RAV4 – tego byłoby za wiele. Mamy natomiast pozwolenie na wykonanie kilku testów zderzeniowych. A to już dużo! Cel, jaki nam przy tym przyświeca, to sprawdzenie, jak w starciu z różnymi przedmiotami codziennego użytku sprawdzą się chromowane osłony rurowe, tak chętnie montowane we wszelkiego typu SUV-ach i lekkich terenówkach.
Na początek cofnijmy się jednak o kilka lat. Jeszcze do niedawna panowała całkowita dowolność w kwestii montowania osłon rurowych. Każdy mógł przyozdobić swoje auto tak, jak mu się podobało, bez względu na to, czy owa przeróbka spełnia wymogi bezpieczeństwa, czy nie. Przepisy regulujące tę kwestię (patrz ramka obok) ustaliła dopiero pod koniec 2005 r. Unia Europejska. Zgodnie z nimi obecnie zamontować można tylko taką osłonę, która spełnia warunki homologacyjne (m.in. nie stanowi zagrożenia dla pieszych).
Wyruszamy. Droga prowadzi nas do firmy zajmującej się produkcją akcesoriów rurowych do SUV-ów i lekkich terenówek. W służbowym dostawczaku upchnęliśmy różnorakie przedmioty, które będą musiały stawić czoła uzbrojonej „po zęby” Toyocie. Wśród nich są: drewniany płotek ogrodowy, pojemnik na śmieci, rower górski, wózek na zakupy, pluszowy miś oraz dynia. Ciekawe, czy choć jedna z tych rzeczy przetrwa bliskie spotkanie z japońskim autem?
Czy w ogóle Toyota to wytrzyma? A jeśli nie, to czy właściciel firmy produkującej orurowanie (RAV4 należy do niego) nie zrobi z nas mokrej plamy?Nurtowani tymi wątpliwościami dojeżdżamy na miejsce. Właścicielowi Toyoty mina nie rzednie nawet wtedy, kiedy zaczynamy wypakowywać nasze obiekty.
Zaczynamy. Przeszkoda numer 1 to płotek ogrodowy. Wrzucamy bieg, wciskamy gaz i przy prędkości 20 km/h auto spotyka się z barierką. Płotek przewraca się, Toyota przejeżdża po nim, mówiąc krótko – nuda.
Nie ciekawiej wypada supermarketowy wózek: to się przewraca na bok, a to odjeżdża na swych małych kółkach. Rower? To samo. Czas na pojemnik. W celu uzyskania jak najbardziej spektakularnego efektu wypełniliśmy go kulkami wykonanymi z pianki. Niestety, z powodu nisko położonego środka ciężkości kubeł po uderzeniu odskoczył na bok i nawet się nie przewrócił.
Co w tej sytuacji robić? Decyzja zapadła momentalnie: większa prędkość, bardziej spektakularne przeszkody. Szybki kurs do marketu budowlanego i oto na placu pojawiła się 300-litrowa beczka do zbierania deszczówki. Jeden telefon i dołączyła do niej gustowna przenośna toaleta, tzw. toi toi.
Zobacz również: BMW X5: jego eksploatacja pochłonie krocie
Podejście numer 2 czas zacząć. Żarty już się jednak skończyły. Dość zabawy w Jasia Fasolę parkującego swoje Mini i zahaczającego o wszystkie przedmioty będące w pobliżu. Kierowca Toyoty zmienia się w Mad Maksa, czterocylindrowy diesel groźnie klekocze, chromowana osłona dostojnie pobłyskuje w blasku słońca, a niczego nieświadoma beczka po prostu sobie stoi...
Do chwili, aż uderza w nią samochód jadący 30 km/h. 300-litowe tsunami przetacza się przez maskę i przednią szybę Toyoty. Efekt? Osłonie nic się nie stało, odkształcił się za to zderzak w miejscu, w którym ją do niego przykręcono. Dostało się również mechanizmowi amortyzującemu uderzenia, które przyjmuje na siebie osłona.
„Dobrze, że nie otworzyła się poduszka powietrzna” – mówi właściciel auta i jednym silnym ruchem pociąga orurowanie do siebie. Zderzak odzyskuje swą pierwotną formę.
Czas więc na toi toia. Przeprowadzamy trzy próby: przy prędkościach 20, 25 i 30 km/h. Rezultat za każdym razem identyczny, czyli... nieciekawy. Toaleta odskakuje, ale się nie przewraca. Fotograf narzeka, że mało spektakularnie.
Została nam jeszcze dynia! Owoc eksplodujący po spotkaniu z chromowaną rurą – to musi być coś. Zawieszamy więc dynię na odpowiedniej wysokości i ruszamy. Ale co to? Pomarańczowa kula odbija się od auta, następnie od ceglanego murka i dopiero wtedy rozpada na kawałki.
Cóż, pora chyba kończyć ten dziwny test. Wniosek: homologowane osłony skonstruowano tak, by w razie potrącenia pieszego nie wyrządzić mu dodatkowej krzywdy. To wyjaśnia, dlaczego większość przygotowanych przez nas przedmiotów po prostu odbijała się od auta, jakby była wykonana z… gumy.
Podsumowanie - Sprężyste mocowanie sprawia, że orurowanie przestało być niebezpieczne dla pieszych. Wygląd SUV-a obudowanego rurami to, rzecz jasna, kwestia gustu – jeśli tylko osłona spełnia warunki homologacyjne, to może mieć nawet najdziwniejszy kształt. Ważne, by podobało się właścicielowi pojazdu! A co z pluszowym misiem, którego też mieliśmy skonfrontować z Toyotą? Upiekło mu się i trafił w ręce osoby, która zrobi z niego lepszy użytek.