Producenci twierdzą, że nowe modele aut są coraz wygodniejsze w codziennym użytkowaniu. Coraz rzadziej trzeba z nimi jeździć na przeglądy, wymieniać olej. Od pewnego czasu widać też, że producenci rezygnują z układów rozrządu napędzanych paskami zębatymi. Takie rozwiązanie ma trzy podstawowe zalety: jest proste w budowie, lekkiei tanie.
Niestety, ma też wadę – pasek trzeba regularnie, stosunkowo często wymieniać. Znacznie trwalszym i pewniejszym rozwiązaniem jest napęd rozrządu za pomocą łańcucha. Ci, którzy doświadczyli już na własnej kieszeni, czym grozi zerwanie paska zębatego (dla niewtajemniczonych: remontem, a w najgorszym wypadku koniecznością wymiany silnika), zapewne potraktują napęd łańcuchowy rozrządujako argument przemawiający za wyborem wyposażonej w niego wersji silnikowej.
Ostrzegamy: można wpaść z deszczu pod rynnę! A wszystko przez nowy trend w konstrukcji silników. W wielu nowych jednostkach napęd rozrządu umieszczono po przeciwnej stronie niż dotychczas, czyli z tyłu silnika, od strony sprzęgła.
Po co umieszczać napęd rozrządu tam, gdzie dostęp do niego jest maksymalnie utrudniony? W materiałach reklamowych i informacyjnych publikowanych przez producentów samochodów znajdujemy liczne wytłumaczenia. Jedną z zalet takiej lokalizacji ma być skrócenie przedniej części silnika, dzięki czemu można ponoć poprawić bezpieczeństwo pieszego w razie kolizji.
Inne korzyści to(podobno) ograniczenie wibracji oraz redukcja drgań skrętnych wału korbowego. No i oczywiście lepszy rozkład mas wynikający z przesunięcia środka ciężkości nieco do tyłu.Wszystko jasne? Zalety już znamy – a co z wadami? O nich w folderach nie ma ani słowa.
Napędy łańcuchowe są trwalsze i bardziej niezawodne od tych realizowanych przy użyciu pasków zębatych, co nie znaczy, że nie zużywają się lub nie psują się wcale. Raz na jakiś czas trzeba do nich zajrzeć. A przy takim umieszczeniu robi się to bardzo trudne – należy w tym celu...wyjąć silnik. A co z wymianą uszczelki pod głowicą? To samo – trzeba wyjąć silnik! Uszczelniacze zaworowe do wymiany? Niby drobnostka – ale wyjmujemy silnik! Zużyty napinacz lub ślizg łańcucha? Bez wymontowania silnika nie ma mowy o naprawie.
Zapytani przez nas praktycy nie mają żadnych wątpliwości – rzekome zalety nowego układu okupione zostały gigantycznym wzrostem kosztów ewentualnych napraw. Mechanicy, szczególnie ci, którzy majądobrze wyposażone warsztaty przynajmniej na razie mogą się z tego cieszyć. Dopóki auta z takimi silnikami są młode i dużo warte, klienci– przeklinając pod nosem – zapłacą wyższe rachunki za naprawy.
Ale co stanie się za kilka lat? Czy będzie się opłacało utrzymywać auto z przebiegiem ok. 200 tys. km, które jeszcze doskonale się prezentuje, ale wymaga typowych przy tym przebiegu napraw, np. wymiany wtryskiwaczy, sprzęgła wraz z kołem dwumasowym, filtra cząstek stałych, łańcuszka rozrządu czy kilku elementów aluminiowego, wielowahaczowego zawieszenia?
Raczej nie! Wbrew temu, co przeczytaliśmy w reklamachniepotrzebne skomplikowanie układów rozrządu to dla nas przede wszystkim kolejny krok do stworzenia „auta jednorazówki”.