Zaczęło się od świateł stopu. Inżynierowie projektujący oświetlenie do aut zauważyli, że diody LED – w przeciwieństwie do tradycyjnych żarówek – mają minimalną bezwładność, czyli rozświetlają się do pełnej jasności niemal natychmiast po podłączeniu napięcia. Tymczasem żarówka na rozżarzenie się potrzebuje aż 0,3 sekundy. Aż? Tak właśnie – aż 0,3 s! Na autostradzie przy prędkości, powiedzmy, 150 km/h ten ułamek sekundy nabiera szczególnego znaczenia – przez ten czas samochód pokonuje 12,5 metra. Jeśli jeden kierowca już zaczyna hamować, a drugi dopiero po chwili ma szansę zauważyć sygnał ostrzegawczy, to przy 150 km/h często jest już po prostu za późno na uniknięcie karambolu.

Lampy LED w natarciu - Pokazujemy przyszłość oświetlenia samochodowego Foto: Auto Świat
Lampy LED w natarciu - Pokazujemy przyszłość oświetlenia samochodowego

Zaobserwujcie światła LED-owe nowych aut: na pierwszy rzut oka widać, że włączają się szybciej niż żarówki. Z czasem zauważono, że diody są bardzo trwałe. Dioda starannie zamontowana, w przemyślanym dobrze chłodzonym układzie może świecić 100 tys. godzin (czyli 11,5 roku bez przerwy!). Dlatego zaczęto je instalować tam, gdzie liczy się trwałość. Dziś diodowe światła obrysowe w ciężarówkach to właściwie standard. Nie trzeba wymieniać żarówek co dwa miesiące, zamiast tego instaluje się moduły LED, które świecą, dopóki nie zostaną zniszczone mechanicznie, nawet przez całe życie pojazdu.