Tak, oczywiście, każde dziecko powinno przejść w szkole kurs komunikacyjny i obowiązkowo zdać egzamin na kartę rowerową. Wiedza o przepisach przyda się każdemu – na przejściu dla pieszych, na rowerze itp. Nuda, nieprawdaż? Taką pracą polityki się nie zrobi.
Propozycja, żeby każdy, kto w Polsce pragnie wsiąść na rower, niezależnie od wieku musiał legitymować się kartą rowerową, to co innego! Bo dzisiaj w luzowaniu polityki transportowej zanadto zbliżyliśmy się do Zachodu. Wystarczy mieć internet i 10 zł, żeby zapisać się do systemu rowerów miejskich i bez przeszkolenia czy też egzaminu kontrolnego śmigać na rowerze po mieście. Koniec z tym!
Być może już wkrótce każdy, kto nie ma karty motorowerowej lub innego prawa jazdy (np. kat. B), będzie musiał zgłosić się do WORD-u na szkolenie i egzamin, żeby wsiąść na rower. Według stanu na dziś szkolenie składa się z 6 godzin teorii i 2 praktyki: oto, młody człowieku, kierownica, tu hamulec, a tu dzwonek. Znak STOP oznacza stop, pierwszeństwo dla nadjeżdżających z prawej. Egzamin dla osób, które nie zrobiły karty w podstawówce, składa się z części teoretycznej i praktycznej – trzeba poprawnie odpowiedzieć przynajmniej na 20 z 25 pytań, potem zaliczamy placyk.
W sumie nie ma żartów. Z kręgów zbliżonych do ministerialnych dochodzą głosy, że zwolennikom dwóch pedałów można by trochę ulżyć: niech nie zgłaszają się do WORD-u, niech po przeszkolenie i pozwolenie na jazdę rowerem idą do komisariatu. Niby świetny pomysł: tylu ludzi korzysta z dróg, nie mając pojęcia o przepisach albo ma – błędne. Jak podda się ich reedukacji, to po pierwsze, będzie bezpieczniej, po drugie, ci, co rowerzystów nie lubią, będą mieli radochę, po trzecie, będziemy najnowocześniejszym krajem w Europie.
Tak się robi politykę! W takiej Skandynawii, Francji czy w Niemczech jeszcze na to nie wpadli – tam każdy, kto pełnoletni, wsiada na rower bez żadnej kontroli. My jeszcze możemy wprowadzić obowiązkowe tablice rejestracyjne dla rowerów.
Naszym zdaniem
Zawsze, gdy władza traci rozpęd i nie wie, czym się zająć, pada pytanie: co by tu jeszcze spieprzyć, panowie? I zwykle zaczynają gmerać w przepisach drogowych, bo to łatwiejsze niż budowa bezpiecznych i przyjaznych dróg.