Nie tak dawno temu zamek centralny uchodził za luksusowy dodatek. Jeszcze w latach 90. w autach kompaktowych, a nawet w klasie średniej trzeba było za niego często dopłacać, i to nawet w modelach renomowanych marek, np. w Golfie III czy w Oplu Astrze. W latach 80. również właściciele poważnych aut klasy średniej, np. BMW serii 5 czy Mercedesów W123, musieli otwierać każde drzwi z osobna, jeśli wcześniej poskąpili kilkuset marek na zamek centralny.
W egzemplarzach, które zachowały się do dziś, często któryś z kolejnych właścicieli ten brak nadrabiał, montując akcesoryjne siłowniki. Pionierami stosowania zamków centralnych byli Amerykanie – z drzwiami nie trzeba się było siłować już w Cadillacach z lat 50., nieco później taki dodatek wprowadził do oferty również Mercedes. Przez długie lata na rynku funkcjonowały równolegle różne systemy. W starszych autach często znaleźć można układy podciśnieniowe, w których siłą napędzającą układ sterowania zamka było magazynowane w zbiornikach podciśnienie wytwarzane w kolektorze dolotowym silnika.
Poza Mercedesem (który długo był wierny temu rozwiązaniu) podobne systemy stosowały Audi i Peugeot. Renault eksperymentowało np. z mocnymi elektromagnesami. Inni producenci wcześniej zaczęli stosować siłowniki elektryczne (silniczki z odpowiednimi przekładniami i dźwigienkami) – rozwiązanie, które używane jest do dziś. Układy wykorzystujące siłowniki elektryczne naprawia się z reguły prosto.
W przypadku usterki zwykle łatwo można ją zlokalizować – najczęściej po prostu zawodzi sterowanie jednego z zamków i od razu wiadomo, gdzie szukać przyczyn awarii. W dodatku niesprawny, oryginalny siłownik, jeśli nie da się go naprawić lub wymienić na nowy, można zwykle zastąpić siłownikiem uniwersalnym – można je kupić w szerokim wyborze typów, rozmiarów, a nawet sił uciągu. W przypadku układów podciśnieniowych uchodzących niegdyś za bardziej finezyjne rozwiązanie (bo pracujących ciszej i delikatniej) poszukiwanie przyczyn usterki jest znacznie trudniejsze.
Problem polega na tym, że jakakolwiek nieszczelność w rozbudowanym układzie sprawia, że przestaje on działać w całości. W 20-30-letnim aucie nie ma co liczyć na to, że przewody podciśnieniowe i ich uszczelki będą tak elastyczne, jak w chwili, kiedy auto opuszczało fabrykę. Znacznie częściej okazuje się, że każdy element, który zostanie odsłonięty, jest już sparciały i spękany. W wielu modelach podciśnienie nie jest uzyskiwane z dolotu silnika, a wytwarzane przez specjalną, elektryczną pompę podciśnieniową – obok usterek układu pneumatycznego trzeba wtedy też brać pod uwagę niesprawności sterującej nim instalacji elektrycznej.