Naciskamy pedał hamulca i auto zwalnia – to przecież oczywiste, do tego właśnie jesteśmy przyzwyczajeni. Energia kinetyczna auta zamienia się w ciepło. Niezależnie od tego, czy mamy doczynienia z hamulcami bębnowymi, czy tarczowymi, podstawowa zasada działania pozostaje taka sama. No, chyba że siedzimy akurat w nowomodnej hybrydzie, która podczas hamowania ruch zamienia w energię elektryczną.
W większości modeli hamulce działają latami bez większych problemów czy awarii. To właśnie ta rutyna może być jednak zgubna. Skoro pojazd hamuje, to po co do nich zaglądać? Wielu kierowców nie zastanawia się nad stanem układów hamulcowych ich aut. Wszystkie ważne elementy są ukryte i żeby się do nich dostać, trzeba co najmniej otworzyć maskę, zdjąć koła, a czasem też zajrzeć pod samochód. Kontrola hamulców ogranicza się więc często do rzutu okiem na zbiorniczek płynu, ewentualnie na stan tarcz hamulcowych, o ile widać je przez otwory felgi.
Wbrew pozorom to, że większość klasyków jeździ rzadziej niż zwykłe auta używane na co dzień, też nie ułatwia sprawy. Układowi hamulcowemu szkodzi także bezczynność! Nawet jeśli pojazd głównie stoi, z czasem pożądane właściwości traci płyn hamulcowy. Jest to tak higroskopijna ciecz, że wchłania wilgoć nawet przez pory gumowych przewodów hamulcowych. A im większa domieszka wody w płynie, tym niższa temperatura jego wrzenia.
To bardzo podstępna usterka, bo na zimno hamulce z zawodnionym płynem mogą działać bezbłędnie. Dopiero po kilku ostrzejszych hamowaniach, kiedy płyn się rozgrzeje, pedał zaczyna coraz głębiej wpadać w podłogę, a z każdym użyciem hamulców ich skuteczność coraz bardziej spada. Dlatego właśnie, nawet jeśli auto jeździ tylko od święta, płyn należy wymieniać co 2-3 lata. Lepiej powierzyć to fachowcom, którzy nie tylko go wymienią, lecz także zadbają o odpowietrzenie układu.
Kolejna podstępna usterka, która ujawnia się zwykle wtedy, kiedy hamulce są najbardziej potrzebne, to zardzewiałe lub sparciałe ze starości przewody hamulcowe. Jak uniknąć katastrofy? Proste: wystarczy dokładnie obejrzeć przewody. W przypadku tych elastycznych warto wykonać próbę polegającą na ich zginaniu: jeżeli po naprężeniu widać pęknięcia gumy, przewód należy wymienić. Grubość tarcz i klocków hamulcowych to też w większości aut coś, co kierowca może z łatwością sprawdzić – oczywiście, po wcześniejszym odkręceniu koła.
Jeśli klocki i tarcze albo bębny oraz szczęki są zużyte, trzeba je oczywiście wymienić. Zwykle nie jest to nic trudnego, ale ponieważ w tym przypadku nie można sobie pozwolić na żadne błędy, za takie prace samodzielnie powinni zabierać się tylko doświadczeni majsterkowicze. Na kolejnych stronach na przykładzie Mercedesa 190 pokazujemy, jak powinno to być wykonane.
Trudność zadania
W starszych autach wymiana klocków hamulcowych zwykle nie jest przesadnie trudna – pod warunkiem że posiadacie podstawową wiedzę o naprawie aut i budowie konkretnego układu hamulcowego. Zwykle nie trzeba do tego specjalistycznych narzędzi. Dlaczego zatem uważamy, że jest to zadanie dla profesjonalistów? Bo wbrew pozorom można sporo zrobić źle, a to już bywa śmiertelnie niebezpieczne.