Gdy odkryjecie tzw. szkodę parkingową, a po sprawcy ani śladu, zacznijcie od zawiadomienia policji. Mundurowi nie przepadają za zgłoszeniami tego typu (nikła szansa na ujęcie sprawcy, statystyki idą w dół), ale mają obowiązek je przyjmować. Poza tym, jeśli będziecie zmuszeni likwidować szkodę z polisy AC, policyjna notatka może się przydać w ubezpieczalni.

Kolejny krok to materiał dowodowy: warto dokładnie sprawdzić, czy w miejscu, gdzie stało auto, znajdowały się kamery monitoringu miejskiego lub te należące do prywatnego operatora (np. supermarket, magazyn itd). W takiej sytuacji z reguły nikt nie robi problemu i nagranie da się sprawdzić bez pomocy mundurowych.

Bardziej oficjalne metody powinniście zastosować, jeśli macie pewność, że dana kamera coś wychwyciła, ale jej właściciel nie chce udostępnić nagrania. Z uzyskaniem materiału nie ma co czekać, bo może dojść do jego nadgrania (tzw. pętla). Brak monitoringu w miejscu zdarzenia znacznie utrudnia sprawę. W takiej sytuacji można próbować poszukać świadków (m.in. fora internetowe poświęcone sprawom lokalnym), ale szanse na sukces są raczej nikłe, bo nawet jeśli ktoś coś widział, to zeznania mogą nie wystarczyć (np. za mało szczegółów dotyczących sprawcy).

Idealna sytuacja to taka, gdy sprawca albo zostawił kartkę za wycieraczką waszego auta, albo zaczekał, aż się pojawicie. Wówczas – jeśli traficie na ugodową osobę – możecie od razu ustalić kwotę zadośćuczynienia. Ale uwaga: jeśli macie wątpliwości co do wysokości rekompensaty lub nie potraficie ocenić zakresu uszkodzeń, zgłoście się do ubezpieczyciela sprawcy.

Tak powinno być: sprawca kolizji parkingowej 
zostawia kartkę za szybą. Ucieczka z miejsca zdarzenia oznacza dla sprawcy brak wypłaty z polisy!
Tak powinno być: sprawca kolizji parkingowej zostawia kartkę za szybą. Ucieczka z miejsca zdarzenia oznacza dla sprawcy brak wypłaty z polisy!

Pierwszy krok to zgłoszenie szkody policji. Nawet jeśli funkcjonariusz będzie marudził(!), nie dajcie się zbić z tropu. Jeżeli sprawca uciekł, to zapewne założył, że nie zarejestrowały go kamery ani nie zauważyli świadkowie, ale wcale nie musi to być prawda. Jeśli na pierwszy rzut oka kamer nie widać, warto popytać właścicieli okolicznych sklepów lub instytucji.

Jeżeli działania policji ani odczyt monitoringu nic nie dadzą, będziecie zmuszeni do zlikwidowania szkody z własnej kieszeni bądź polisy AC. Czasem za szkody do określonej niskiej kwoty (700-1000 zł) ubezpieczyciel wcale nie musi odpowiadać (tzw. franszyza integralna). Warto rozważyć zakup polisy z ochroną zniżek, żeby nie stracić ich po wypłacie odszkodowania. Wiele firm ubezpieczeniowych ma taką opcję (płatna!).

W sytuacji gdy macie dane sprawcy szkody, 
o wiele łatwiej uzyskacie odszkodowanie
W sytuacji gdy macie dane sprawcy szkody, o wiele łatwiej uzyskacie odszkodowanie

Jeżeli sprawca przyznał się do winy, droga do uzyskania odszkodowania wydaje się stosunkowo prosta. Można dogadać się na miejscu i uzyskać od winnego ekwiwalent w gotówce – wielu sprawców stłuczek tak robi, żeby ochronić zniżki na swojej polisie.

Jednak uwaga: jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości co do wysokości tej oferty, spiszcie wspólne oświadczenie, a nawet powiadomcie policję (sprawcy dodatkowo grozi mandat karny za spowodowanie kolizji). Zróbcie dokładne zdjęcia waszego samochodu i zgłoście się do ubezpieczyciela sprawcy. Proces uzyskania odszkodowania może być długi, ale przynajmniej możecie liczyć na w miarę uczciwą wycenę. Nie zapomnijcie spisać wszystkich danych sprawcy, a zwłaszcza numeru jego polisy.

Ubezpieczyciele tak konstruują polisy, żeby zminimalizować ryzyko wypłacania drobnych odszkodowań. Często jednak proponują polisę z ochroną zniżek, z czego czasem warto skorzystać. Jeśli macie AC bez tej ochrony, policzcie, czy opłaca się tracić zniżki. Taniej może wyjść naprawa szkody z własnej kieszeni niż uiszczenie wyższej składki.

Jeżeli sprawca ucieknie, uzyskanie odszkodowania będzie trudne. Miejcie się jednak na baczności nawet wtedy, gdy sprawca chce się dogadać – proponowana kwota może nie wystarczyć na naprawę auta.