Po czym można poznać nowoczesny samochód? No jak to - oczywiście, że po wielkim, dotykowym ekranie w kokpicie. I po apkach, DAB-ie, WLAN-ie i temu podobnych dobrodziejstwach. Najlepiej, żeby ekran był jak największy, bo wtedy jest największy szpan. I żeby świecił w nocy kolorowo, tak aby wszyscy widzieli.
No dobrze, tylko co to ma wspólnego z taksówkami? Okazuje się, że bardzo dużo. Bo w Warszawie to nie najdroższe limuzyny z systemami pokładowymi, wartymi tyle, co miejskie auto, mają największe ekrany dotykowe na pokładzie. Prym wiodą tutaj taksówki. Taki tablet to nie byle co - i drogę pokaże, i prześle wiadomość z centrali, a do tego fajnie wygląda i robi wrażenie na kliencie. Tyle teoria. A teraz pora napisać, jak wygląda praktyka.
Zamawiam taksówkę jednej z wiodących stołecznych korporacji. Po drodze do taksówki w kieszeni dzwoni komórka - to centrala domaga się zapewne, żebym się pośpieszył. Ponieważ właśnie w tym momencie wsiadłem do taksówki, nie odebrałem telefonu. Ruszamy. W tym momencie na tablecie taksówki wyświetla się komunikat, a w głośniku rozbrzmiewa alarm. Kierowca na próżno próbuje go spacyfikować, a kiedy podjęte zabiegi „dotykowe” zawodzą... Wymontowuje tablet ze statywu. Po chwili wsadza go tam z powrotem. Alarm się wyłącza. Sytuacja opanowana. Czyżby?
Dojeżdżamy do najbliższego skrzyżowania i zamiast jechać prosto, stajemy na pasie do skrętu w lewo. Na moje pytanie, dlaczego tam stoimy, kierowca odpowiada, że to normalne, bo nawigacja często tak robi. I snuje opowieść o tym, ileż to razy musiał zawracać lub nadkładać drogi, bo uwierzył w nieomylność tabletu.
Tu jednak zaczynają się poważne schody. Bo jakiś mistrz ergonomii zamontował tablet nad kokpitem, tak wysoko, że sięga prawie do lusterka wstecznego. W ten sposób skutecznie zasłania on kierowcy jedną trzecią kąta widzenia do przodu.
Na efekty nie trzeba niestety długo czekać. Najpierw prawie wjeżdżamy w karetkę pogotowia – taksówkarz musi hamować z pełną siłą, co z pewnością nie jest komfortowe dla pasażerów. Ale - do kolizji zabrakło centymetrów, więc szczęśliwie jedziemy dalej. Owo „dalej” trwa jakieś trzy minuty, po czym znowu nagłe i pełne hamowanie blokuje mnie w pasach. Tym razem tablet zasłonił pieszego, wchodzącego na przejście. I taka sama sytuacja powtarza się jeszcze chwilę później.
A teraz pomnóżcie sobie powyższą opowieść przez liczbę taksówek, jeżdżących z idiotycznie umieszczonymi tabletami, które zasłaniają kierowcom drogę. Czy człowiek, który zadecydował o takim miejscu montażu, nie rozumie, że jak się coś zasłoni, to z reguły tego czegoś nie widać?
Naszym zdaniem
Tablet, czy człowiek? Opisywana podróż trwała 15 minut. Czy orędownicy "tabletowania" taksówek słyszeli o rachunku prawdopodobieństwa?