Samochodowe portale ogłoszeniowe zrewolucjonizowały i niezwykle ułatwiły handel autami. W ciągu zaledwie kilku sekund po wpisaniu danych i zakreśleniu odpowiednich pól, na monitorze naszego komputera ukazuje się długa lista z ofertami sprzedaży pojazdów z całej Polski. Dzięki zaawansowanemu formularzowi wyszukiwania możemy zawęzić nasze "łowy" do określonej marki, modelu, rocznika i ceny. Wyszukiwarki dają też możliwość selekcji ogłoszeń, ze względu na pochodzenie auta, jego historię, wyposażenie itp.

Fałszywe ogłoszenia

Niestety, nawet po bardzo szczegółowym zakreśleniu tych kryteriów nie mamy gwarancji, że znajdziemy to co szukamy. I nie chodzi tu bynajmniej o małe niezgodności dotyczące wyposażenia auta.

Przeszukując bazę ogłoszeń pod kątem samochodów kupionych w polskich salonach szybko trafiliśmy na auto, które okazało się potem pojazdem sprowadzonym z zagranicy. Takie praktyki stosuje wielu nieuczciwych sprzedawców, którzy chcąc przebić się ze swoją ofertą w internecie podają w ogłoszeniu nieprawdziwe informacje, o których dowiadujemy się dopiero po wykonaniu telefonu, lub co gorsza jeszcze później.

Na nic więc zdaje się misterna selekcja i zakreślanie kolejnych pól wyszukiwarki skoro niemała część handlarzy "podkręca" swoje oferty byleby tylko zwabić jak najwięcej klientów. Im więcej osób się na to nabierze tym większa szansa, że uda się kogoś urobić. Praktyka ta odnosi się głównie do drobnych handlarzy zajmujących się sprowadzaniem samochodów, którzy nie mają zarejestrowanej działalności. W mniejszym stopniu dotyczy to komisów i prywatnych sprzedawców.

Kupione w Polsce…

Na fałszywe ogłoszenie bardzo łatwo trafić po wybraniu kusząco atrakcyjnej oferty sprzedaży. Nasze zainteresowanie wzbudził trzyletni Renault Clio II z silnikiem benzynowym o pojemności 1200 ccm w cenie 14,5 tys. zł. W porównaniu z podobnymi ofertami dostępnymi na rynku jego cena była podejrzanie niska. Zgodnie z ogłoszeniem samochód miał pochodzić z polskiego salonu, co zresztą potwierdził nam w rozmowie telefonicznej sam właściciel. Po skontaktowaniu się z nim usłyszeliśmy, że auto jest bezwypadkowe i sprawne w 100 proc., a on sam jest pierwszym posiadaczem.

Niedługo potem zadzwoniliśmy do niego po raz kolejny, by zapytać ponownie o ten sam samochód. Tym razem podaliśmy się za mieszkańca miasta oddalonego o 200 km. Ku naszemu zdziwieniu usłyszeliśmy, że interesująca nas "renówka" została kupiona od pewnej kobiety, która sprowadziła ten pojazd dwa lata temu. Do naszej sugestii o ewentualnym sprawdzeniu pojazdu w serwisie sprzedawca odniósł się z dość dużym dystansem.

A gdy spytaliśmy czy zwróci koszty przejazdu, jeśli podane przez niego informacje okażą się nieprawdziwe zareagował już z poirytowaniem. - Czy pan jest głupi, czy pan jest nienormalny! - usłyszeliśmy rozdrażniony głos w słuchawce - Nie spodoba się panu wytarty drążek, a ja będę musiał zwracać pieniądze. Chwile potem rozmowa dobiegła końca, bo niedoszły sprzedawca postanowił się rozłączyć. Jak się potem okazało, oglądane przez nas Renault było tylko jednym z kilkudziesięciu samochodów dostępnych w jego ofercie sprzedaży. Zważywszy na brak jakichkolwiek informacji teleadresowych poza numerem komórki i imieniem można domniemywać, że człowiek ten prowadzi handel "na dziko" i nie ma zarejestrowanej działalności.

Ach ten przebieg…

Zatajanie w ogłoszeniu pewnych informacji o samochodzie nie zawsze musi się wiązać ze złymi intencjami sprzedawcy. W wielu ofertach dostępnych w internecie brakuje np. wiadomości o przebiegu.

Sprzedawcy aut z wysoką liczbą przejechanych kilometrów świadomie pomijają ten fakt w ogłoszeniu by tylko nie odstraszyć klientów. - Wysoki przebieg auta od razu zniechęca do jego zakupu. Nie ma znaczenia, że samochód jest w bardzo dobrym stanie, regularnie serwisowany, a wszystkie naprawy potwierdzone w książce - mówi Mariusz z Leszna (woj. wielkopolskie) - Kilka miesięcy temu wystawiłem na sprzedaż Forda Focusa z 2006 roku, który miał na liczniku 160 tys. km. Gdy podałem tą informacje w ogłoszeniu, nie zadzwoniła do mnie ani jedna osoba. Po ponowieniu tej oferty kilka tygodni później, ale już bez podawania informacji o przebiegu, w ciągu pierwszego dnia po publikacji odebrałem 4 telefony. Z dwojga złego lepiej jednak jak sprzedawca pominie informacje o przebiegu niż zdecyduje się na cofnięcie licznika o kilkadziesiąt tys. km.