• Podczas pomiaru radiowóz musi przez chwilę utrzymywać stały odstęp od ściganego auta
  • Prawo jazdy można stracić nawet na podstawie wadliwego pomiaru prędkości
  • Obecnie używany sprzęt mierzy prędkość radiowozu, a nie ściganego auta

Przeczucie funkcjonariusza policji o tym, iż kierujący przekracza dozwoloną prędkość, nie wystarczy w sytuacji, gdy państwo, które reprezentuje, nie jest w stanie wyposażyć go w adekwatne dla potrzeb i możliwości technicznych XXI w. urządzenie, które ustali i zabezpieczy dowód przekroczenia prędkości w sposób, który nie będzie budził wątpliwości – to wcale nie wstęp do artykułu krytykującego policyjne metody kontroli prędkości, lecz fragment uzasadnienia wyroku wydanego przez Sąd Rejonowy Lublin-Zachód w sprawie kierowcy, który odmówił przyjęcia mandatu za nadmierną prędkość.

Materiał dowodowy stanowiło nagranie z policyjnego wideorejestratora marki Polcam, a całą sprawę „pilotowali” przedstawiciele Stowarzyszenia Prawo na Drodze (to samo, o którym było niedawno głośno w mediach przy okazji sprawy dotyczącej wyłudzeń odszkodowań – zdaniem policji członkowie tej organizacji byli zamieszani w ten proceder).

Wideorejestrator - czyli zawodne narzędzie

To nie pierwszy przypadek, kiedy kierowcy kwestionują wyniki pomiarów dokonanych za pomocą wideorejestratorów – znając zasadę działania tych urządzeń, trudno się temu dziwić. Głośno było m.in. o sprawie Krzysztofa Hołowczyca (umorzona z powodu przedawnienia), gdyż według rajdowca pomiar był zawyżony o kilkadziesiąt km/h. We wcześniejszych przypadkach, kiedy sądy stanęły po stronie kierowców, z reguły nie podważano samej zasady wykonywania pomiarów przy użyciu wideorejestratora, lecz jedynie wskazywano na popełniane przez policjantów błędy w obsłudze urządzeń tego typu.

Tym razem jednak sąd generalnie zakwestionował wiarygodność pomiarów wykonanych z użyciem wideorejestratorów. Instrukcja systemu Polcam wskazuje, iż „przy pomocy elektronicznego, precyzyjnego urządzenia Polcam można dokonać pomiaru prędkości podejrzanego pojazdu”. Powyższe zdanie mogłoby zostać uznane za w pełni prawdziwe jedynie w sytuacji, gdyby podejrzanym pojazdem był radiowóz, w którym urządzenie jest zainstalowane – czytamy w uzasadnieniu wyroku, opublikowanym na stronie internetowej Stowarzyszenia Prawo na Drodze.

Wbrew instrukcji obsługi

Według policjantów obwiniony kierowca na odcinku pomiarowym o długości 100 m poruszał się ze średnią prędkością 93,9 km/h przy ograniczeniu do 50 km/h. Według sądu z analizy nagrania wynika, że nie dość, iż na odcinku pomiarowym radiowóz przyspieszył, to na dodatek ścigane przez niego auto od ok. 63. metra ze 100 metrów odcinka hamowało (paliły się w nim światła stopu), a odległość między pojazdami na początku i na końcu pomiaru była różna. Wyrok jest nieprawomocny, policja już złożyła od niego apelację, a drogówka odbiera właśnie kolejne auta z wideorejestratorami.

Jak działają wideorejestratory?

Urządzenia te bywają często błędnie nazywane wideoradarami, tymczasem z miernikami radarowymi mają niewiele wspólnego. W pewnym uproszczeniu wideorejestrator to po prostu kamera sprzężona z prędkościomierzem auta. Na nagraniu z kamery zapisywana jest informacja o prędkości, z jaką w danym momencie porusza się policyjny pojazd.

Pomiar dowodowy polega na tym, że wyposażony w wideorejestrator pojazd ma poruszać się z taką samą prędkością, jak ścigane auto. Żeby to osiągnąć, przynajmniej na początku i na końcu odcinka pomiarowego oba auta muszą znajdować się w identycznej odległości od siebie. Problem polega jednak na tym, że wideorejestratory, których używa polska policja, nie są wyposażone w dalmierze do pomiaru tej odległości – dystans jest oceniany przez funkcjonariuszy na oko!

Policjant podczas pościgu ma patrzeć w ekran i oceniać, czy widoczny na ekraniku samochodzik ma taki sam rozmiar na początku i na końcu pomiaru! Jeśli dystans między wideorejestratorem a autem w trakcie pomiaru się skróci, wynik będzie zafałszowany na niekorzyść kierującego. W praktyce o precyzyjny pomiar jest więc trudno.

Odszkodowanie za zły pomiar prędkości

Na podstawie pomiarów wykonanych przy użyciu wideorejestratorów kierowcom często są odbierane prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym. Dzieje się tak nawet w sytuacji, kiedy kierujący wcale nie przyznaje się do winy i nie przyjmuje mandatu.

Sprawa wprawdzie trafia do sądu, ale szanse na jej rozstrzygnięcie przed upływem 3-miesięcznego okresu zatrzymania prawa jazdy są znikome. Prowadzenie samochodu mimo nałożonej kary to proszenie się o większe kłopoty.

Pozostaje więc zrobić to, co pewien kierowca, któremu policja w Toruniu zarzuciła, że jechał 126 km/h na ograniczeniu do 70 km/h, czyli o 56 km/h za szybko. Sprawa trafiła do sądu, który na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy stwierdził, że kierowca jechał za szybko, ale o 29 km/h, czyli prawa jazdy stracić nie powinien. Teraz obwiniony domaga się od policji odszkodowania za wszystkie straty wynikające z tego, że przez nałożoną niesłusznie karę nie mógł prowadzić samochodu.

Naszym zdaniem

Radiowozy wyposażone w wideorejestratory są wykorzystywane w wielu krajach. To bardzo użyteczne narzędzie do dokumentowania służby i zabezpieczania dowodów wykroczeń. Tyle że w standardowej konfiguracji wideorejestratory nie nadają się do wykonywania precyzyjnych pomiarów prędkości, a tymczasem od minimalnych przekłamań może zależeć wysokość mandatu lub to, że kierowca straci prawo jazdy. Ten sprzęt nie do tego został wymyślony!