Ulotka w zwartej formie ilustruje korzyści, jakie obejmą kupujacego używane auto, po dopłacie np. 1100 zł do „gwarancji”. Na kolorowej kartce wymienione są najważniejsze podzespoły auta, a obok zielone ptaszki: silnik – tak, skrzynia biegów – tak, układ elektryczny – tak, zawieszenie – oczywiście, także objęte jest ochroną. W idealny stan 10-letniego auta stojącego w komisie nie wierzy z reguły nawet jego nabywca, tym chętniej dokupi sobie gwarancję. Sprzedawca zachęca, mówiąc o „spokojnej głowie”, darmowych naprawach i pomocy drogowej, a w ogóle to auto zostało dobrze sprawdzone – inaczej nikt nie dałby na nie gwarancji, prawda?
Tymczasem żadnej gwarancji nie ma. Co najwyżej jest produkt ubezpieczeniowy oferowany przez mniej lub bardziej egzotyczną firmę z siedzibą w Gibraltarze lub na Węgrzech. Szczegółowe warunki tej „gwarancji” są pisane przez fachowców, dzięki czemu ryzyko, że firma poniesie koszt naprawy auta, jest zbliżoy do zera. Pod hasłem „gwarancja na silnik” kryje się kilkanaście wybranych elementów mechanicznych, w tym zawory, o ile się nie przepalą i głowica, chyba, że ulegnie ona przegrzaniu albo pęknie – wtedy radź sobie sam.
Pod „gwarancją na układ chłodzenia” ubezpieczyciel (program Auto Protect Warranty sprzedawany m.in. przez komisy AutoAuto) rozumie usterkę pompy wody, a w droższym wariancie oferowanym do nowszych aut także m.in. sprzęgło wiskotyczne wentylatora – „przypadkowo” jest to rozwiązanie, które w nowszych modelach spotykane jest sporadycznie.
Konkurencja (AAA Auto, program Carlife) ma produkt równie zabawny. Ubezpieczenie nie obejmuje jakichkolwiek defektów komponentów nie objętych ubezpieczeniem, które nastąpiły w wyniku awarii komponentów objętych ubezpieczeniem oraz uszkodzeń komponentów objętych ubezpieczeniem wywołanych defektem komponentów nie objętych ubepieczeniem.
Gdybyś zaś, Czytelniku, mimo wszystko chciał zgłosić szkodę, wiedz, że limit jednorazowej naprawy to np. 1500 zł. Od tej kwoty odejmie się koszty niezbędnych ekspertyz, które mogą być konieczne, by sprawdzić, czy należy ci się dopłata do naprawy. Jeśli okaże się, że się nie należy (a to dość prawdopodobne), zapłacisz za naprawę sam, zaś kosztami ekspertyzy podzielisz się z ubezpieczycielem po połowie. To co, kupujesz?
Naszym zdaniem
Niektóre z firm oferujących „gwarancje” na auta sprzedawane w komisach z równie dobrym skutkiem sprzedają ubezpieczenia na życie 80-latkom, od których nie wymagają badań. Z autami jest podobnie: nie trzeba sprawdzać, w jakim są stanie, bo i ryzyko wypłaty małe.