W ubiegłym roku pojawiła się informacja o zaostrzeniu przepisów dotyczących okresowych badań technicznych pojazdów. Nowe regulacje miały uderzyć w kierowców, którzy nie stawiają się regularnie na przeglądach (pomysł, żeby zapominalskich karać mandatami i podwójną stawką za badanie po terminie), i – przede wszystkim – skuteczniej walczyć z procederem „lewych przeglądów”.

Diagności, jeśli nowe przepisy wejdą w życie, będą fotografować każde auto wjeżdżające do stacji i sami mają być częściej kontrolowani. Uchybienia będą kończyć się surowymi karami, m.in. zamknięciem SKP na 5 lat. To jednak pomysły, które byćmoże zostaną wprowadzone w życie dopiero w 2018 r. Dziś wciąż mamy jeden z najwyższych wskaźników zaliczonych badań w całej Europie.

Obecnie w Polsce działa ponad 4 tys. stacji kontroli pojazdów. Tak duża konkurencja na rynku sprawia, że dziś SKP skrupulatnie wykonujące przeglądy często mają kłopoty z rentownością, tym bardziej że kierowcy nie muszą wcale pojawiać się w stacji w swojej okolicy – badanie można zrobić na terenie całego kraju.

Nie dziwi więc, że konkurencja w tym przypadku dyskwalifikuje diagnostów uczciwie podchodzących do tematu. Jeśli rozejdzie się po okolicy wieść, że na którejś stacji czepiają się i odsyłają kierowców do warsztatu, z dużym prawdopodobieństwem zyska na tym mniej wymagająca konkurencja.

A szkoda, bo badanie techniczne to dobry moment, żeby rzetelnie ocenić stan samochodu i wyłapać zawczasu usterki. Tym bardziej że zgodnie z rozporządzeniem diagnosta za w sumie niewielką opłatą ma obowiązek dość dokładnie obejrzeć nasze auto i skorzystać z urządzeń pomiarowych. Dla kierowcy to dobra okazja, żeby zajrzeć pod samochód wraz z fachowcem i zobaczyć, z jakimi naprawami musi się liczyć w najbliższym czasie.

Wyniki badania technicznego: trzy opcje

Przepisy dzielą usterki na drobne, istotne i zagrażające bezpieczeństwu, a diagnoście w wielu przypadkach pozwalają na ocenę, do której kategorii je zakwalifikować. Oznacza to, że niezaliczenie badania z powodu niezbyt istotnej usterki jest mało prawdopodobne. Kategoryzację wprowadzono właśnie po to, żeby uniknąć takich sytuacji.

W przypadku gdy diagnosta znajdzie drobne awarie, poinformuje kierowcę o tym, ale przedłuży ważność badania o kolejny rok. Z kolei, nawet gdy okazuje się, że w samochodzie są poważniejsze braki, zwykle kończy się to wydaniem zaświadczenia o negatywnym wyniku badania, tyle że z możliwością jazdy przez 14 dni. Taki zapas czasowy otrzymuje kierowca, żeby mógł usunąć usterki. Jeśli w wyznaczonym czasie stawi się na ponownej kontroli w tej samej stacji, zapłaci wyłącznie za badanie zakwestionowanych wcześniej podzespołów auta. Po terminie trzeba zapłacić za pełną kontrolę.

Diagnosta może też zatrzymać dowód rejestracyjny i odesłać do organu administracyjnego, który go wydał. Samochód teoretycznie może wyjechać na drogę tylko na lawecie. Takie sytuacje jednak zdarzają się bardzo rzadko i w naprawdę uzasadnionych przypadkach.

Dodatkowe wizyty na stacji diagnostycznej

Policja zabiera dowód rejestracyjny Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Policja zabiera dowód rejestracyjny

Do stacji kontroli pojazdów można też trafić (a raczej zostać skierowanym) przed upływem wpisanego w dowodzie terminu ważności badania. Na ponadprogramową wizytę może wysłać policjant, np. w sytuacji, gdy podczas kontroli uzna, że stan auta zagraża bezpieczeństwu na drodze.

Funkcjonariusze korzystają z tych uprawnień nie tylko w przypadku kontroli drogowej niesprawnego pojazdu, lecz także podczas interwencji po kolizjach drogowych. W praktyce często wystarczy rozbity reflektor, odsłonięty ostry element blachy lub pęknięta szyba. Zgodnie z obowiązującymi przepisami badanie specjalistyczne musi przejść także samochód naprawiany z polisy ubezpieczeniowej, w którym były uszkodzone elementy układów nośnego, hamulcowego lub kierowniczego, mające bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo ruchu drogowego – koszt obowiązkowego przeglądu w takim przypadku to 94 zł.

Na dodatkowe badanie techniczne może też skierować starosta w celu ustalenia brakujących danych, niezbędnych do rejestracji pojazdu. Taki scenariusz najczęściej ma miejsce w przypadku aut sprowadzonych. W SKP trzeba się również pojawić w sytuacji, gdy w dowodzie rejestracyjnym znajdzie się pomyłka (błędny VIN lub rok produkcji w dokumentach). Bez zaświadczenia od diagnosty urzędnik wydziału komunikacji nie skoryguje zaistniałej pomyłki. W obu przypadkach koszt wizyty w stacji diagnostycznej wynosi 51 zł.

Co powinien skontrolować diagnosta?

To, jak ma wyglądać okresowe badanie techniczne, określa rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. W ponad 70-stronicowym dokumencie (wraz z załącznikami) wymieniono kolejne czynności, które wykonuje diagnosta, oraz podano listę usterek z podziałem na drobne, istotne i stwarzające zagrożenie (najważniejsze z nich wymieniamy na kolejnej stronie).

Dane auta - zanim jeszcze auto wjedzie na tzw. ścieżkę diagnostyczną, pracownik stacji kontroli pojazdów sprawdza zwykle zgodność VIN-u wybitego na pojeździe i numeru tablic rejestracyjnych z dowodem rejestracyjnym.

Hamulce - próba na rolkach jest zaliczana, gdy skuteczność hamulca zasadniczego przekracza 50 proc., a pomocniczego – 25 proc. Uwaga: różnica w sile hamowania między kołami nie może przekraczać 30 proc.

Ogumienie - diagnosta sprawdza stan opon, głębokość bieżnika (min. 1,6 mm) oraz jego rodzaj. Opony na jednej osi muszą być identyczne.

Oświetlenie - niby przepalona żarówka to żadna awaria, a (w teorii) dyskwalifikuje auto na badaniu. Każdy punkt świetlny musi być sprawny, a wszystkie elementy muszą mieć homologację.

Wyposażenie - diagnosta sprawdza, czy w wyposażeniu znajdują się trójkąt ostrzegawczy i gaśnica (brak aktualnych badań gaśnicy nie jest powodem do niezaliczenia badania technicznego).

Amortyzatory - ich (przybliżoną) sprawność bada się, wprowadzając koło w drgania i mierząc poziom ich tłumienia. Uwaga: o wyniku badania decyduje m.in. ciśnienie powietrza w oponach!

Wycieki - sprawdzenie szczelności: silnika, skrzyni biegów, układu hamulcowego, układu przeniesienia napędu oraz amortyzatorów. Diagnosta sam ocenia, jak poważne są wycieki.

Zawieszenie - kontrola pod kątem luzów na tzw. szarpakach. Jeśli np. na sworzniach wahaczy i końcówkach drążków kierowniczych są zbyt duże luzy, auto nie przejdzie badania technicznego.

Nadwozie i szyby - korozja elementów nośnych podwozia, podobnie jak pęknięcie lub odprysk na szybie czołowej w zasięgu wzroku, wystarczą, żeby oblać okresowe badanie.

Ile kosztuje badanie na stacji kontroli pojazdów?

- Motorowery, czyli jednoślady lub trójkołowce z silnikami o pojemności do 50 ccm, przechodzą badanie po 3 latach od rejestracji, a następnie co 2 lata. Cena: 51 zł.

- Motocykle, czyli jednoślady o pojemności przekraczającej 50 ccm, muszą odwiedzać stacje diagnostyczną w systemie 3-2-1. Cena: 63 zł.

- Samochody zarówno auta osobowe, jak i ciężarowe o dmc poniżej 3,5 t muszą stawiać się na badaniu co 3 lata, potem 2, a następnie co rok. Cena: 99 zł.

- Wyjątki od reguły to auta specjalnego przeznaczenia i przewożące ludzi – przechodzą one badania techniczne co roku. Zaliczają się do nich m.in.: auta z gazem (nawet nowe): 162 zł; taksówki i pojazdy marki „SAM”: 99 zł; pojazdy nauki jazdy: 147 zł.

- Auta zabytkowe są zwolnione z okresowych badań technicznych, chyba że wykorzystuje się je do zarobkowego przewozu osób – wtedy badanie przeprowadza się co rok.

- Przyczepy lekkie (o dmc do 750 kg) nie muszą przechodzić okresowych badań technicznych.

Jak wygląda badanie składu spalin?

Analiza spalin powinna być robiona na każdym badaniu okresowym, jednak diagności rzadko kiedy ją wykonują Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Analiza spalin powinna być robiona na każdym badaniu okresowym, jednak diagności rzadko kiedy ją wykonują

Silnik benzynowy - analizator spalin bada w tym przypadku emisję zanieczyszczeń gazowych, w tym przede wszystkim tlenku węgla (CO) i węglowodorów (HC). Auta zarejestrowane do 1995 r. mogą mieć do 3,5 proc. CO. Pojazdy zarejestrowane pomiędzy 1 lipca 1995 r. a 1 maja 2004 r. mogą emitować tylko 0,5 proc. CO, w przypadku młodszych modeli limit ten jest już obniżony do 0,3 proc. CO. Pomiar odbywa się na rozgrzanym silniku.

Silnik Diesla w tym przypadku podczas badania okresowego sprawdza się tzw. zadymienie spalin (zawartość sadzy). W praktyce pomiar ten wykonuje się bardzo rzadko. Dopuszczalne normy różnią się ze względu na generację silnika i tak: w jednostkach wolnossących dopuszcza się maks. 66 proc. (skala Hartridge’a), 73 proc. w silnikach turbodoładowanych wyprodukowanych do czerwca 2008 r. i 48 proc. w nowszych jednostkach.

Nie wszystkie usterki dyskwalifikują auto

Wykryte podczas badania usterki dzieli się na 3 grupy: drobne (nie mają istotnego wpływu na bezpieczeństwo i środowisko – auto zalicza pozytywnie przegląd), istotne (braki mogące wpływać na bezpieczeństwo; kierowca dostaje tymczasowe pozwolenie na czas usunięcia usterki) i stwarzające zagrożenie (uniemożliwiają dalszą jazdę; diagnosta zatrzymuje dokumenty). Często też tabela klasyfikacyjna zalicza jedną usterkę do 2 grup, co oznacza, że diagnosta może sam zdecydować, jak ocenić dany przypadek.

Foto: archiwum / Auto Świat

Naszym zdaniem warto skorzystać z wiedzy diagnosty

Polscy kierowcy lubią korzystać z usług znajomych diagnostów. To chyba pozostałości po czasach, gdy jeździliśmy starymi i często chałupniczo naprawianymi „staruszkami”, a życzliwy (czyt. niezbyt dociekliwy) diagnosta był na wagę złota. Szybki rzut oka na auto i pieczątka załatwiona.

Dziś jeździmy coraz lepszymi pojazdami, ale mam wrażenie, że nawyki pozostały. Warto pamiętać, że diagnosta bierze od was pieniądze nie tylko za wbicie kolejnego stempla, lecz przede wszystkim za oględziny auta i wychwycenie usterek, których sami możecie nie zauważyć. Czy nie warto skorzystać z tej okazji?