Najpierw deklaracja:
- jeśli nawet prawo jazdy masz, ale go nie używasz i najwyżej bywasz wożony, a i wówczas postrzegasz całe otoczenie jako zbiorowisko spiskowców, a swego kierowcę za samobójcę;
- jeśli należysz do zwolenników poglądu, że motoryzacja powinna być zdelegalizowana;
- jeśli uważasz siebie za jedynego pana i władcę drogi/chodnika/parkingu/ścieżki rowerowej, a innych za idiotów;
- wreszcie, jeśli jesteś byłym Inżynierem Ruchu Miasta Stołecznego Warszawy i uważasz, że bezpiecznie jest tylko, gdy wszystkie auta stoją;
nie czytaj dalej.
Polski Kodeks Drogowy rodem z lat 40.
Nie istnieje w Polsce aktywny kierowca, który nie miałby nigdy problemów z oznakowaniem dróg. Który by zawsze wiedział, jaki obowiązuje w danym miejscu limit prędkości, czy wolno mu zaparkować, czy wolno mu wyprzedzać, którędy ma jechać albo czy ma ustąpić pierwszeństwa, czy pierwszeństwo ma sam. Ci zaś, którzy usiłują nad tym zapanować i np. nerwowo wertują tzw. Kodeks Drogowy w poszukiwaniu logicznej wykładni, aż zbyt często znajdują się nagle w sytuacji, w której dosłownie nie wiedzą już nic na pewno.
Bo mimo już wielodekadowej przynależności Polski do grona cywilizowanych krajów europejskich, mimo że doczekaliśmy się wspaniałej (i wciąż rozwijającej się) sieci dróg, mimo naszego przystąpienia już w latach 40. do różnych międzynarodowych konwencji dotyczących ujednolicenia przepisów ruchu drogowego oraz oznakowania dróg, wciąż jeździmy z duszą na ramieniu i ze świadomością, że „na władzę nie poradzę” i jeśli ktoś się uprze, i tak nam udowodni popełnienie wykroczenia (czasami wręcz poważnego). I nie chodzi mi o ewidentne przewiny, kiedy jedziemy „plus 10” czy kiedy nas poniesie ułańska fantazja. Nie, chodzi mi o to, że nawet będąc drastycznie wręcz praworządnym obywatelem i kierowcą, nie mogę być pewny, że nie łamię prawa/przepisów/rozporządzeń.
Bo wszystko, co dotyczy ruchu drogowego w Polsce, jest wciąż nieprecyzyjne, rozmyte, rozstrzelone po kilkunastu (kilkudziesięciu?) różnych ustawach i instytucjach i tak naprawdę nikt nie jest w stanie wskazać odpowiedzialnego za ujednolicone brzmienie przepisów czy oznakowanie dróg – w sensie nie tylko jego stanu (czystość, widoczność, zrozumiałość, aktualność), ale także osadzenia w rzeczywistości czy po prostu liczby znaków na jednym słupku czy na jednej planszy.
Przeczytaj też inne felietony Pertyna:
- Poproszono mnie, bym pomógł wybrać auto za średnią krajową. Mam na temat takich samochodów jednoznaczną opinię
- Wrogość indukowana. Da się pogodzić wyznawców aut elektrycznych i bojowników diesli?
Każdy aktywny kierowca bez wahania wskaże miejsca, gdzie oznakowanie jest idiotyczne lub wręcz służy wyłącznie do organizowania łapanek policyjnych dla celów podreperowania lokalnych budżetów. Każdy co najmniej raz w tygodniu widuje oznakowanie nieaktualne, postawione tymczasowo w czasie budowy, przebudowy, mycia, koszenia, malowania – którego demontażem nikt się nie przejmuje. Poza ewentualnie policją, która chętnie je wykorzysta w „polowaniu”. Każdy zna miejsca, gdzie ustawione znaki ograniczenia prędkości, zakazu wyprzedzania, nakazu wykonania konkretnych manewrów itp. postawiono wyłącznie jako tzw. „dupokryjki” – bo częściej niż w statystykach dochodziło tu do sytuacji niebezpiecznych, kolizji etc., a postawienie znaku „Czarny Punkt” oraz limitu jest tańsze i wygodniejsze niż zastanowienie się nad rzeczywistymi powodami zagrożeń/utrudnień.
Dalsza część artykułu znajduje się pod zdjęciem
Dlaczego muszę się zastanawiać, jak szybko mogę jechać
Każdy nieraz zastanawiał się, czy rozszczepienie się drogi ekspresowej na dwa kierunki lub jej zejście się w jedno (czyli przed i za estakadą) to skrzyżowanie odwołujące obowiązujące dotychczas ograniczenia, zakazy i nakazy, czy nie, i czy brak powtórzenia znaków z tymi ograniczeniami, zakazami lub nakazami coś znaczy, czy mamy to mieć w nosie, bo przecież „było skrzyżowanie”. A skoro już padło to straszne sformułowanie – czy skrzyżowaniem jest np. zjazd serwisowy do bramy przy autostradzie, skąd przecież zdarza się wyjeżdżać jakimś pojazdom? Najnowsze brzmienie przepisu (definicja skrzyżowania) znów nikomu niczego nie wyjaśnia. A jak w wyjaśnieniach zaczyna się pojawiać np. „droga gruntowa” (skrzyżowanie z nią skrzyżowaniem nie jest, i weź wytłumacz później, gdzie doszło do kolizji) czy że droga z nawierzchnią utwardzoną to taka, która ma minimum 20 m tej nawierzchni utwardzonej, to wszyscy już wiemy, na czym stoimy: nie mamy, cholera, pojęcia, na czym stoimy!
A jak sobie do tego dopiszemy, że spora część przepisów znajdujących się w „drogowej biblii”, a więc Kodeksie Drogowym, pochodzi z przełomu lat 40. i 50., to już ręce opadają. Weźmy chociaż wyprzedzanie.
Z tym że to materiał na inny felieton, ale już dziś muszę wziąć na uspokojenie…
Wróćmy do oznakowania dróg. Dawno, dawno temu, w Niemczech mieli podobnie jak my do dziś. Aż trafiła kosa na kamień: pewien bardzo majętny przemysłowiec i osobnik kochający samodzielne prowadzenie samochodu wściekł się na ludzi, którzy postawili niewłaściwe według niego oznakowanie na autostradzie nr 7 łączącej Szlezwik (gdzie mieszkał nad zatoką Schlei) z Hamburgiem, gdzie mieściła się rafineria, której był Wielkim Szefem.
W normalnych warunkach na autostradach niemieckich nawet jeszcze dziś nie ma generalnego ograniczenia prędkości, więc ok. 120 km dzielących te dwa punkty pan Wielki Szef za kierownicą swego W140 600 SEL mógł teoretycznie pokonać w niewiele ponad pół godziny, biorąc pod uwagę, że nie musiał jako Wielki Szef jeździć w godzinach szczytu i walczyć z korkami. Niestety, pewnego dnia ktoś w ramach znanej i u nas „dupokryjki” ustawił na niemal całym tym odcinku ograniczenie do 120 km/h. Wielki Szef się wściekł. Ale w przeciwieństwie do przeciętnego Schmidta czy Müllera, stać go było na walkę z systemem – wynajął ekspertów od drogownictwa i ruchu drogowego, którzy jednoznacznie orzekli, że postawione na autostradzie ograniczenie nie ma żadnego uzasadnienia.
Powiadomili swego klienta także, że właściwie nie ma kogo atakować za takie oznakowanie, bo przecież państwo jest federalne, mówimy o dwóch różnych landach itp. Wielki Szef po prostu pozwał więc sam Rząd Federalny Republiki Federalnej Niemiec. A co, stać go było. I wiecie co? Wygrał! W trybie ultrapilnym wprowadzono ustawową odpowiedzialność urzędniczą za oznakowanie dróg bez uzasadnienia, za nieusuwanie oznakowania tymczasowego itp. utrudnianie lub negatywne wpływanie na płynność i szybkość ruchu. Nieważne, czy kwestia dotyczy drogi lokalnej, międzymiastowej, międzynarodowej, autostrady czy ekspresówki. Każda publiczna droga - koniec, kropka. Było też odszkodowanie, ale raczej dotyczyło po prostu zwrotu kosztów ekspertów i procesu, bo Wielki Szef chciał zmiany rzeczywistości, a nie pieniędzy od podatników.
Dalsza część artykułu znajduje się pod zdjęciem
Znaki drogowe. Polska nie Niemcy
My nie mamy szans na coś takiego. Ale może po prostu jest już ten czas. Taki, w którym ktoś, kto albo „umi w organizację”, albo jest rzeczywiście fachowcem od ruchu drogowego (ale nieskażonym nienawiścią do kierowców, motoryzacji, pojazdów etc.), albo najlepiej jedno i drugie, rzeczywiście ogarnąłby polski bajzel związany z drogownictwem? Powiązałby ruch drogowy z logiką, współczesnością, fizyką i zdrowym rozsądkiem? Bo tak naprawdę nie ma znaczenia, kto technicznie czy fizycznie odpowiada za czystość, widoczność i ustawienie znaków przy drogach. Ważne, żeby był to fachowiec i żeby ponosił osobiście odpowiedzialność za sensowność oznakowania. Stawiałbym np. na kogoś z „Krokodyli” (Inspekcji Transportu Drogowego). Ale musiałby mieć cholernie szerokie kompetencje, żeby móc miażdżyć wszelkiego rodzaju „wicie, rozumicie” i stworzyć organizację najwyższej klasy i kompetencji fachowców.
Niemniej początkiem powinien być pełny audyt oznakowania polskich dróg – sensowności, uzasadnienia, sposobu, widoczności. Także tego informacyjnego oczywiście – bo co mi np. po informacji na wielkiej tablicy, że skrzyżowanie, do którego się zbliżam na ekspresówce, nazywa się „Opacz”, jeśli z tejże tablicy informacyjnej nie wynika, co na tym skrzyżowaniu mogę zrobić, dokąd skręcić, gdzie zjechać?
Naprawdę czas najwyższy...