Carl Benz był fenomenalnym inżynierem mechanikiem i konstruktorem, ale gdyby nie jego żona Bertha, pozostałby tylko jednym z zapomnianych geniuszy. Zmontował w roku 1887 pierwszy pojazd z silnikiem spalinowym, lecz potraktował go jako nieprzydatną zabawkę. Trzykołowiec był w pełni sprawny technicznie, ale poza przejażdżkami po podwórzu zakładu pana Benza do niczego nie służył. I tak by pewnie pozostało, gdyby nie upór Berthy. Stwierdziwszy, że nie dogada się z mężem na temat zarabiania pieniędzy dzięki nowemu wynalazkowi, pod jego nieobecność wybrała się autem w gigantyczną na owe czasy podróż z Mannheim do Pforzheim. 180 km! Tak długiej trasy za jednym zamachem nie był w stanie pokonać żaden powóz konny. Pani Bertha dokonywała napraw, czyściła dyszę paliwową szpilką z kapelusza, izolowała obnażony kabel gumową podwiązką i mocowała nowe skórzane okładziny na klockach hamulcowych. Benzynę musiała kupować w aptece, bo nie było jeszcze żadnych stacji benzynowych, ale na miejsce dojechała, a potem wróciła do domu, napędzając mężowi klientów. Jak na kierowcę testowego przystało, zwróciła mężowi uwagę na pewne niedoróbki konstrukcyjne. Przede wszystkim na brak skrzyni biegów, bo auto miało poważne trudności z podjazdami. W efekcie ta dzielna kobieta rozpoczęła zupełnie nową erę - bo silniki spalinowe były już w użyciu, ale wyłącznie jako stacjonarne jednostki napędzające maszyny fabryczne. A dzięki Bercie Benz ludzie ruszyli w trasę.
Bertha Benz - pramatka automobilistów
Jakże to częste! Geniusz tworzy przełomowe wynalazki, ale wobec świata zewnętrznego jest zupełnym "dzieckiem we mgle". Dokładnie tak było z jednym z ojców Mercedesa.