Siedmioletni dzieciak w ciągu pierwszych dwóch miesięcy w Nowym Świecie opanował język angielski w stopniu znacznie wyprzedzającym poziom jego czysto amerykańskich rówieśników, a w ciągu sześciu kolejnych lat zdążył ukończyć nie tylko szkołę podstawową, lecz także college, by w dwa lata potem, w wieku 15 lat, obronić magisterium na wydziale inżynierii elektrycznej w Nowym Jorku. Nie miał jeszcze 20 lat, gdy został doktorem... W tym czasie jednak od dawna już pracował na potrzeby amerykańskiego ministerstwa obrony, zajmując się wszystkimi aspektami elektryki, elektroniki i elektrotechniki związanymi z uzbrojeniem i sprzętem wojskowym. W latach 50. był jednym z głównych specjalistów zajmujących się układami zasilania, zapłonu i sterowania raczkującymi rakietami kierowanymi. Wśród jego dzieł (a w samych USA - tylko poza armią! - otrzymał 229 patentów, poza USA jeszcze ponad 70) były np: magnetyczny zapis cyfrowy nietaśmowy, skaner, maszyna rozpoznająca pismo itp. Dla motoryzacji zrobił także wiele - jego "samonastawiający się zegar" (w czasach przedkomputerowych!) stosowano przez 20 lat w wojsku, by potem dopuścić do tajemnicy również producentów samochodów. Jednak największym jego "motoryzacyjnym" osiągnięciem był traktowany przez 45 lat jako ciekawostka płyn magnetoreologiczny stosowany dziś w elektronicznie sterowanych amortyzatorach.
Człowiek renesansu?
Jeśli jeszcze raz usłyszę od kogoś, że skończyły się czasy pojedynczych wynalazców - myślicieli o "renesansowych" zainteresowaniach (czyli wszechogarniających), to się obśmieję. Przykładem na nieprawdziwość tej teorii jest Jacob Rabinow, którego rodzina uciekła przez rewolucją październikową do USA.