W roku 1924 przystąpił do tego wyścigu 39-letni Anglik Malcolm Campbell, doświadczony kierowca samochodów, motocykli i rowerów (brał udział w niezliczonych wyścigach i wygrał większość z nich), ale także znakomity pilot (był asem myśliwskim I wojny światowej i najwyższej kategorii instruktorem) i mechanik. Nie jest to typowe połączenie, ale i sam Campbell nie był człowiekiem tuzinkowym. Zaczął od pokonania granicy 150 mil/h na starym Sunbeamie, który w ogóle jeździł tylko dzięki jego geniuszowi. Potem kupił tzw. rozwojowe auto wyprodukowane przez sławną wówczas brytyjską firmę Napier. Wyposażony w różne silniki i stale przekonstruowywany przez samego Campbella lub pod jego kierunkiem bolid w ostatecznej wersji osiągnął masę 5 ton i dł. 9 m. Oparty na sześciu kołach pojazd, który w szczytowym wcieleniu miał silnik Rolls-Royce'a o mocy 2500 KM, w ciągu 8 lat bił 6-krotnie rekordy prędkości: 200 mil/h, 300 km/h, 350 km/h, 400 km/h, 250 mil/h i wreszcie 300 mil/h. Ten ostatni rekord padł, gdy Campbell miał już 50 lat. Za swe dokonania, w tym rozsławianie Zjednoczonego Królestwa i wymuszanie na brytyjskim przemyśle rewolucyjnych przemian, Malcolm Campbell otrzymał w roku 1935 tytuł szlachecki. Wówczas uznał, że czas odpocząć i... zaczął konstruować rekordowe łodzie. W roku 1939 ustanowił rekord, który wytrzymał aż 6 lat - 227 km/h, a z jego osiągnięć na polu hydrodynamiki przez całą II wojnę światową korzystał brytyjski przemysł okrętowy.
Demon uporu
Poza aspektem czysto sportowym wyścig o rekordy prędkości ma jeden znacznie ważniejszy: dla przemysłu motoryzacyjnego jest największym motorem postępu. Rozkręca inne dziedziny gospodarki: przemysł chemiczny, metalurgiczny oraz oponiarski.