XX wieku ustabilizowało się na przyzwoitym poziomie. I na poziomie tym pozostało do dnia dzisiejszego, bo praktycznie większych postępów w tej dziedzinie już nie zanotowano.Zanim jednak rozpoczniemy wybrzydzanie na ten temat, wyjaśnijmy sobie pojęcie owego zużywania. Otóż polega to zjawisko na tym, iż część oleju z układu smarowania przedostaje się pomiędzy pierścieniami tłokowymi i ściankami prowadnic zaworów do wnętrza cylindrów, gdzie ulega po prostu spaleniu wraz z mieszanką paliwowo-powietrzną. Powstają przy tym gazy spalinowe, które dzięki katalizatorowi zostają częściowo zneutralizowane.W żadnym wypadku nie chodzi więc o zupełnie inny rodzaj tracenia oleju, a więc wycieki, które w formie kropel - albo w skrajnych przypadkach wręcz strumyczków - wyciekają na ziemię, szkodząc środowisku naturalnemu, a najbardziej wodom gruntowym. Przynajmniej w jednym punkcie producenci samochodów są zgodni: wycieków oleju być nie może. Natomiast jeśli chodzi o spalanie oleju, zdania są mocno podzielone. Instrukcje obsługi wspominają o znacznych wartościach zawierających się pomiędzy pół litra a litrem na każdy tysiąc kilometrów. Ta mniejsza dotyczy najnowszych silników DTI Opla, za to cały litr to ilość ogromnie popularna wśród producentów samochodów. I to niezależnie od klasy wytwórcy bądź auta.W praktyce zużycie oleju jest o wiele niższe, ponieważ już kiedy silnik spala około 0,25 l/1000 km, osiąga granicę, przy której spalony olej daje o sobie znać w formie wyraźnego białego dymu, wydobywającego się z rury wydechowej.Dlaczego więc producenci pozwalają (przynajmniej na papierze) swym autom na znacznie wyższe zużycie? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: aby uniknąć reklamacji! Bo podczas docierania silnika zużycie oleju może przejściowo poważnie wzrosnąć. Później znów spada i stabilizuje się. Kto okres docierania silnika przejeździ z prawą stopą w podłodze, o wiele szybciej go dotrze, ale już na zawsze musi się pogodzić ze zdecydowanie wyższym zużyciem oleju. Kto zaś użytkuje swe auto wyłącznie w mieście, nawet i po przejechaniu 20 tysięcy kilometrów nie dorobi się silnika dotartego. Normalnie jednak pierścienie tłokowe - klucz do kwestii zużycia oleju - potrzebują trzech do siedmiu tysięcy kilometrów, by się dotrzeć z gładziami cylindrowymi.Wówczas poziom zużycia oleju już się stabilizuje na dość niskim poziomie. Na jakim, zależy od wielkości silnika i zasadzie jego funkcjonowania. Jednostki turbodoładowane - także diesle - zawsze potrzebują tych "kilku kropel" więcej od silników wolno ssących. Po prostu dlatego, że olej przedostaje się także poprzez uszczelnienie wałka turbiny. Wyjątkiem od tej reguły okazał się malutki Smart ze swym 600-centymetrowym motorkiem turbodieslowskim, który pokonał 50 tysięcy kilometrów w teście bez konieczności dolania choćby milimetra sześciennego oleju.Ale Smart ma tylko trzy cylindry, więc mniej tłoków i pierścieni tłokowych, przez które mógłby się przecisnąć olej. Silnik czterocylindrowy teoretycznie zużyłby więc o 33 proc. więcej oleju, o 12-cylindrowym nie wspominając.Jednakże praktyka wygląda inaczej. O wiele większy wpływ od liczby cylindrów ma tutaj sposób uszczelniania komór spalania. Twarde, bardzo dokładnie dopasowane pierścienie zatrzymują co prawda olej, ale pracując wytwarzają wyższe tarcie, co z kolei powoduje zużycie gładzi cylindrowych oraz zwiększa spalanie paliwa, potrzebnego do pokonania wyższych oporów.Natomiast pierścienie o mniejszym spasowaniu swobodniej przemieszczają się wewnątrz cylindra, za to przepuszczają olej. W takiej sytuacji tylko konstruktor oraz producent wiedzą, czy poszli na kompromis - i na ile daleki.W każdym razie dopuszczanie zużycia oleju na poziomie jednego litra na tysiąc kilometrów z pewnością nie odpowiada praktyce. Producenci samochodów powinni się więc wreszcie pokusić o podawanie bardziej realistycznych wartości, bo silnik spalający tyle oleju już od dawna nie istnieje w rzeczywistości.Dokładny pomiarKontrola poziomu oleju w silniku to przecież proste - wyciągnąć bagnet, odczytać wartość i już. A może jednak nie?W rzeczywistości często dochodzi do przekłamań w odczycie. Bo na przykład auto stoi ukośnie, bo za mało czasu upłynęło od zgaszenia silnika, bo podczas odczytywania bagnet trzymany był szpicem do góry. Dlatego Opel nakleja obok bagnetu informację, nakazującą odczekanie 5 minut po wyłączeniu silnika - inaczej olej nie zdąży spłynąć z kanalików do miski olejowej i odczytując bagnet stwierdzimy za niski poziom, choć w rzeczywistości jest tu wystarczająco dużo oleju.Jeśli jednak stwierdzimy rzeczywisty ubytek, pamiętajmy, by uzupełnianie przeprowadzać małymi dawkami. Bo każdy ma pierwszy odruch dolewania od razu do pełna, w efekcie właściwie zawsze przekraczając poziom maksymalny. Wlewamy więc trochę i odczekujemy, aż olej spłynie do miski - i odczytujemy bagnet. Nowoczesny silnik zdecydowanie nie znosi bowiem jednego: nadmiaru oleju. Zasysa go wtedy przez odpowietrzenie miski i spala, co prowadzi do powstawania nagaru w silniku i uszkodzenia katalizatora.
Ile mu wolno "zjeść"?
Pierwsi automobiliści mieli trudne życie, bo ich pojazdy zużywały niemal równie dużo oleju co benzyny. Wraz z rozwojem technik produkcyjnych, gwarantujących większą dokładność elementów, zużycie to spadało, aż pod koniec lat 70.
Auto Świat
Ile mu wolno "zjeść"?