Ale wiele chciał i dobrze wiedział, jak do tego dążyć. Przykładem jego zdolności był wyczyn w wieku 17 lat: przejechawszy się powozem, dowiedział się od woźnicy, kto go produkuje, po czym udał się do wytwórcy. Po czym... kupił cały zakład za 1500 dolarów (oczywiście, pożyczonych). Zdołał też namówić znanego wówczas biznesmena J. Dallasa Dorta, by wszedł z nim w spółkę. Istne szaleństwo. Musiał mieć dużą siłę przekonywania! Aż do roku 1908 jego życie wyglądało mniej więcej tak samo - znajdował przypadkiem jakąś szczelinę dla siebie, natychmiast ją wykorzystywał i zarabiał pieniądze. Notabene nieprzerwanie był zadłużony w bankach i u prywatnych inwestorów. W roku 1908 uznał, że czas rozwinąć skrzydła i założył General Motors jako zlepek kilku małych upadających przedsiębiorstw i stojącego na skraju bankructwa Buicka. (Warto tu zauważyć, że sam założyciel Buicka, genialny konstruktor David Buick, nie miał o zarządzaniu zielonego pojęcia i założywszy własną firmę, natychmiast oddał ją w szefowanie innym, a sam stanął przy desce kreślarskiej w warsztacie jako zwykły pracownik). Durant błyskawicznie stworzył imperium motoryzacyjne obejmujące nie tylko wytwórnię różnych marek samochodów, ale i sieć sprzedaży i serwisu, żelazną ręką prowadząc każdy aspekt jej działalności. Pozbawiony podstępnie szefostwa i firmy, założył przedsiębiorstwo o nazwie Chevrolet i rozpoczął wytwarzanie własnych aut, po czym - również dość podstępnie - odkupił 51 proc. akcji GM i ponownie został jego prezesem.
Wierzyć w siebie i "mieć nosa"
William Durant jest jednym z wzorcowych biznesmenów w historii motoryzacji. Na autach się nie znał - podobnie jak (teoretycznie) na biznesie.