• Znakomita większość kradzionych aut jest przez przestępców niemal natychmiast rozbierana na części
  • Nie zawsze znikają całe auta. Czasem złodzieje wymontowują tylko kilka cennych elementów
  • Nowoczesny sprzęt pozwala kraść auta szybko i dyskretnie

Jeszcze kilkanaście lat temu niemal każdy właściciel czterech kółek drżał, odstawiając swoje auto na parking. Montaż dodatkowych zabezpieczeń – autoalarmów, blokad mechanicznych, odcięć zapłonu – był zwykle pierwszą rzeczą, na którą decydowali się nabywcy samochodów. Od tamtej pory sporo się na szczęście zmieniło, o nasze auta martwimy się znacznie mniej niż kiedyś – ale to nie znaczy, że możemy być całkiem spokojni. O ile w 1998 roku skradziono niespełna 72 tys. samochodów osobowych, o tyle w 2017 r. zniknęło ich już tylko 10 240 sztuk, a to z kolei o 1405 aut mniej niż w 2016 r.

Jakie auta giną najczęściej?

Do najchętniej kradzionych w Polsce aut należą różne modele z Grupy Volkswagena oraz samochody niemieckich marek premium. Wyjątkiem jest Warszawa i okolice – tu największym wzięciem wśród złodziei cieszą się pojazdy japońskich marek: Mazdy, Hondy, Mitsubishi i Toyoty.

Co decyduje o popularności określonych modeli wśród złodziei? Warto wiedzieć, że według nieoficjalnych szacunków ok. 80 proc. aut kradnie się na części. To oznacza, że giną głównie te samochody, do których części są szczególnie poszukiwane (czyli modele najpopularniejsze na rynku) lub też ponadprzeciętnie drogie. Tajemnicą złodziejskiego popytu na „volkswagenowate” jest to, że części wielu modeli różnych marek koncernu są ze sobą współzamienne (np. część z Volkswagena może pasować też do Skody, Seata, Audi), a ze względu na ich popularność rynek na nie jest olbrzymi. W dodatku do kradzieży nowoczesnych aut są potrzebne specjalistyczne narzędzia, które pasują do określonych marek i modeli – większość przestępców z branży „samochodowej” specjalizuje się w konkretnych markach.

Ile aut skradziono? Dane z komend wojewódzkich policji Foto: Auto Świat
Ile aut skradziono? Dane z komend wojewódzkich policji

Popularność pojazdów japońskich marek wśród warszawskich złodziei (ponad połowa aut skradzionych w stolicy w 2017 roku!) wynika ze specjalizacji tutejszych grup przestępczych, ale też z tego, że oryginalne części zamienne do „japończyków” są często ekstremalnie drogie.

O ile w Warszawie i okolicach stosunkowo często giną nowe i prawie nowe auta, o tyle w całej Polsce największym ryzykiem kradzieży obarczone są samochody w wieku 6-10 lat, bo takie są najpopularniejsze na rynku i właśnie na części do nich popyt jest największy.

Nie okazja czyni złodzieja

Od lat 90. ub. wieku zupełnie zmieniły się zasady „pracy” złodziei. Kiedyś na kradzież był narażony praktycznie każdy słabo zabezpieczony samochód, na który napatoczyli się przestępcy. Teraz znaczna część aut jest kradziona na zamówienie – paser zgłasza złodziejom, że poszukuje konkretnego modelu auta, bo współpracujący z nim mechanik potrzebuje części do naprawy samochodu stojącego u niego w warsztacie.

Przestępcy przygotowują się do kradzieży – mają ze sobą zestaw narzędzi potrzebnych do pokonania zabezpieczeń konkretnego modelu, a w umówionym warsztacie czekają już na nie fachowcy od rozbiórki. Pozostaje tylko znaleźć odpowiedni egzemplarz, później wszystko dzieje się bardzo szybko.

Dla przygotowanego do akcji fachowca otwarcie auta i pokonanie standardowych zabezpieczeń to zwykle kwestia sekund, co najwyżej minut. Nie ma żadnego tłuczenia szyb ani używania ciężkich narzędzi – większość włamań do samochodów odbywa się tak cicho i dyskretnie, że przechodnie mogą tego nie zauważyć. To, co dzieje się później, zależy od przeznaczenia skradzionego samochodu. Jeśli ma on zostać rozebrany na części, to niemal natychmiast trafia do „dziupli”, najczęściej na obrzeżach miasta, gdzie bezzwłocznie dokonywany jest demontaż.

Na początek są usuwane te elementy, po których dałoby się zidentyfikować pojazd, tzn. pola numerowe, tabliczki znamionowe. Później wymontowywuje się te podzespoły, które są cenne i łatwo zbywalne. Złodzieje nie mają sentymentów – te elementy, na których nie można dużo zarobić albo na które popyt jest niewielki, są po prostu wyrzucane. Ponieważ z trefnym towarem nie można ot tak zwyczajnie pojechać na wysypisko, niepotrzebne resztki są wyrzucane w podmiejskich lasach albo na poboczach dróg. Nadwozia cięte są na ćwiartki, to co zostaje, ląduje po pocięciu na złomie. Części z kradzieży trafiają do magazynów, w których są też przechowywane podzespoły pochodzące z legalnych źródeł, np. z rozbiórki rozbitych aut.

Mało czasu na odzyskanie auta

Jeśli nawet policja trafi w końcu do kryjówki pełnej części z rozmontowanych samochodów, to i tak funkcjonariusze mają często problem, żeby przyporządkować zabezpieczone podzespoły do konkretnych skradzionych aut. Jeżeli nie zatrzymają sprawców w ciągu kilkudziesięciu minut od chwili, kiedy auto trafiło do dziupli, to szanse na odzyskanie pojazdu w „jednym kawałku” gwałtownie maleją.

W przypadku samochodów, które mają w całości być sprzedane dalej, złodzieje stosują też inną metodę. Po kradzieży przestępcy nie wstawiają od razu auta do „dziupli”, ale odjeżdżają nim tylko kawałek i porzucają samochód np. na osiedlowym parkingu. Później przez kilka dni obserwują, czy ktoś się autem zainteresował, i dopiero później transportują je do warsztatu, żeby przerobić numery.

Po co ta zwłoka? To sposób na uniknięcie ryzyka wpadki w przypadku pojazdu wyposażonego w trudne do wykrycia i unieszkodliwienia systemy lokalizujące, bo wtedy ekipa firmy zajmującej się monitoringiem wraz z policją zjawia się na parkingu najpóźniej po kilku godzinach. Poza tym trefny towar przez kilka dni nieco „przestygnie”. Tuż po kradzieży, jeśli właściciel szybko się zorientuje i zgłosi utratę auta policji, informacja o poszukiwanym pojeździe trafia do wszystkich patroli – kilka dni później nikt o tym nie pamięta, więc ryzyko zatrzymania przez przypadkowo mijanych funkcjonariuszy maleje.

Foto: Auto Świat

Skąd giną samochody?

Wielu kierowcom wydaje się, że auta giną tylko z ciemnych, odludnych zaułków, a na oświetlonych, uczęszczanych parkingach, na posesjach lub na parkingach podziemnych pod biurowcami czy apartamentowcami są całkiem bezpieczne. Nic bardziej mylnego – dla fachowców kradzież auta z takich miejsc to żaden problem. Punktowy monitoring, np. przy budynkach lub na parkingach, to też niewielkie utrudnienie – kradzież z reguły odbywa się szybko i wygląda niemal tak samo, jak otwarcie auta przez prawowitego właściciela, więc ochroniarze, obserwujący obraz z kamerek, zwykle niczego nie widzą. Wystarczy, że złodziej założy czapkę z daszkiem albo bluzę z kapturem, żeby umieszczona zwykle wysoko kamera nie zarejestrowała jego twarzy, więc nawet nagrania z monitoringu niewiele pokazują.

Złodzieje bardziej boją się systemów monitoringu miejskiego, za pomocą których można obserwować, którędy porusza się poszukiwane auto. To m.in. przez takie systemy np. w Niemczech złodzieje coraz częściej rezygnują z kradzieży całych aut i rozbierania ich w kryjówkach. Nowa metoda przestępców polega na szybkim wymontowaniu z aut kilku cennych i chodliwych podzespołów, np. poduszek powietrznych, systemów multimedialnych czy reflektorów. Odpadają problemy z jazdą „lewym” autem, cięciem ogołoconego wraku i pozbywaniem się niepotrzebnych pozostałości. U naszych zachodnich sąsiadów prawdziwą plagą stały się kradzieże pokładowej elektroniki z aut marki BMW –  nie dość, że popyt na psującą się elektronikę jest olbrzymi, to na dodatek bardzo łatwo jest wymontować poszukiwane części.

Metody przestępców

Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat

Na walizkę lub przedłużacz - to metoda znana od kilku lat, ale dopiero od niedawna staje się popularna, bo potrzebny do niej sprzęt staniał – wcześniej mogły sobie na niego pozwolić tylko nieliczne grupy przestępcze, specjalizujące się w najdroższych samochodach. Ten sposób działa jedynie w przypadku aut z tzw. systemami bezkluczykowymi. Złodzieje pracują w co najmniej dwuosobowym zespole. Obaj przestępcy mają przy sobie specjalne transmitery, działające jako „przedłużacz” komunikacji między kluczykiem a autem.

Zwykle są one ukryte w niepozornych torbach lub walizkach. Jeden ze złodziei musi zbliżyć się do kluczyków (np. stanąć w sklepie obok właściciela samochodu mającego przy sobie kluczyki albo nawet podejść do drzwi lub ściany budynku, za którą leżą kluczyki), drugi w tym czasie zbliża się do auta. Dzięki transmiterom komunikacja między pojazdem a kluczykiem może być wydłużona z kilkudziesięciu centymetrów do nawet kilometra! Auto traktuje transmiter jako kluczyk, odblokowuje zamki i pozwala uruchomić silnik. Wszystko odbywa się tak, jakby przestępca wsiadał do swojego samochodu, osoby postronne nie widzą niczego podejrzanego!

Ważne: wprawdzie po odjechaniu z miejsca transmiter niemal natychmiast traci łączność z kluczykiem, jednak silnik i tak nie gaśnie, na wyświetlaczu samochodu pojawia się tylko komunikat: „nie wykryto kluczyka w aucie”, złodziej będzie więc miał co najwyżej problem wtedy, gdy niechcący wyłączy silnik. Ten sposób nie pozostawia absolutnie żadnych śladów włamania – jeśli nawet skradziony pojazd odzyska policja, to kierowca i tak może być wręcz podejrzewany o to, że sam przekazał przestępcom kluczyki, bo w sterowniku samochodu pozostaje zapisana informacja, że był on otwierany za pomocą oryginalnego kluczyka!

Jak się bronić? Jedyne rozwiązanie to dodatkowe, niefabryczne zabezpieczenie antykradzieżowe, najlepiej zamontowane poza ASO w nietypowy sposób. Można też zabezpieczyć kluczyk poprzez włożenie go do pojemnika, który nie przepuszcza fal radiowych, choćby do garnka z pokrywką. Tą metodą auta są kradzione spod domów i centrów handlowych.

Na moduł lub komputer - to najpopularniejsza obecnie metoda, występująca w kilku wariantach. Przestępcy stosują specjalne urządzenia, które wpina się do gniazda diagnostycznego auta. W ten sposób można wyłączyć fabryczne zabezpieczenia lub po prostu dokodować nowy kluczyk/pilot.

Trudność polega na tym, że gniazdo diagnostyczne znajduje się we wnętrzu auta pod deską rozdzielczą. To jednak niewielkie utrudnienie: zamki w drzwiach i stacyjce można sforsować tzw. łamakiem, ale są też bardziej subtelne metody. Czasem złodziej np. wyrywa plastikową osłonę z nadkola auta, wyciąga ukrytą pod nim wiązkę i wpina się w magistralę CAN samochodu modułem, który wysyła sygnał odblokowania zamka. Coraz więcej aut zamiast stacyjki ma przycisk do uruchamiania silnika – złodzieje to lubią!

Jak się bronić? Również tu sposobem jest dodatkowe, niefabryczne zabezpieczenie. Są też bardziej zaawansowane metody, jak np. przeniesienie gniazda diagnostycznego.

Kradzież kluczyków - złodzieje wchodzą za kierowcami np. do kawiarni, siłowni, salonów fryzjerskich, sklepów czy gabinetów lekarskich i kradną kluczyki z torebek lub ubrań pozostawionych na wieszakach. Na wsiach często auta stoją otwarte pod domami, a kluczyki są w stacyjkach, leżą lub wiszą tuż za drzwiami.

Jak się bronić? Kluczyki należy przechowywać w bezpiecznym miejscu, nigdy nie zostawiajcie ich w kurtkach wieszanych w ogólnodostępnych szatniach! Szafka lub wieszak z kluczami za drzwiami otwartego domu czy mieszkania to nie jest bezpieczne miejsce.

Na butelkę, kartkę lub koło - jeśli złodzieje nie mają specjalistycznego sprzętu do kradzieży auta, mogą zastosować inne metody. Popularny sposób to np. włożenie do nadkola plastikowej butelki tak, żeby hałasowała w czasie jazdy. Kierowca rusza, słyszy hałas, zatrzymuje się, żeby sprawdzić, co dzieje się z kołem. Przestępcy wykorzystują moment i wskakują do samochodu.

Podobna metoda: przestępcy umieszczają za tylną wycieraczką dużą kartkę – kierowca przy próbie wyjechania tyłem z miejsca parkingowego wysiada z auta, żeby ją zdjąć, i z reguły zostawia kluczyki w stacyjce. Niektóre gangi przywiązują do auta sznurek z puszkami. Podobny efekt da się też osiągnąć bez żadnych rekwizytów: przestępcy jadą obok autem i gestami sugerują kierowcy, żeby się zatrzymał, bo coś dzieje się z kołem jego auta.

Jak się bronić? Nie daj się wywabić podstępem z auta, a jeśli już wysiadasz, wyłącz silnik i wyjmij kluczyk ze stacyjki!

Naszym zdaniem

Złodzieje samochodów i współpracujący z nimi handlarze działają coraz częściej profesjonalnie. Nowoczesny sprzęt pozwala kraść auta szybko i dyskretnie. Ze zbytem „lewych” części też nie ma problemu – wiele jest zamawianych przez paserów z góry, inne są sprzedawane na cały świat za pośrednictwem międzynarodowych portali aukcyjnych. Warto mieć świadomość tego, że sami napędzamy ten rynek, szukając tanich używanych części.