Pan Stanisław, rocznik 1939, kupił nieco ponad rok temu Hondę Civic – rocznik 1999. Auto miało (a raczej miało mieć) rozsądny przebieg. Sprzedawał je miły człowiek, z którym spotkali się na giełdzie – twierdził on, że samochodem jeździła żona i że jest on pierwszym właścicielem pojazdu.

180 tys. km, pierwszy właściciel, auto japońskie – musi być dobre! Umówili się w domu u sprzedających, gdzie okazało się, że sprzedający mają komis, a naprawdę auto miało już więcej właścicieli, tylko nie było przerejestrowywane. No i, gdy przyszło do pisania faktury, sprzedający wytłumaczyli panu Stanisławowi, że choć auto kosztuje 4 tysiące, to faktura będzie na 1,5, bo oni już za bardzo zeszli z ceny. Co panu zależy?

Już pierwszy mechanik powątpiewał w deklarowany przebieg samochodu, wyliczając usterki i ślady zużycia. Auto okazało się, mówiąc kolokwialnie, trupem. Gdy sprzedający nie zgodzili się na przyjęcie go z powrotem i zwrot pieniędzy, złożył w sądzie pozew, który pomogli mu napisać urzędnicy rzecznika konsumentów.

Tajemnica stanu auta, w które nieszczęśliwy nabywca zdążył w krótkim czasie włożyć 2,5 tys. zł, wyjaśniła się, gdy zajrzano do internetowej „historii pojazdu”. Okazało się, że na przeglądzie w 2014 roku jego stan licznika pojazdu to... 318 tys. km! Ciekawostka, że sprzedający tuż przed sprzedażą auta zrobili kolejny przegląd, na którym diagnosta jakoś zapomniał wpisać aktualnego stanu licznika.

Obecnie w historiipojazdu.gov.pl we wpisach dotyczących spornej Hondy możemy przeczytać: w 2014 roku 318 805 km, a w 2016 roku – 185 833 km. Pan Stanisław na pierwszą rozprawę w sądzie cywilnym czekał prawie rok. Handlarze są pewni swego. Chętnie zwrócą poszkodowanemu 1500 zł. On chce zwrotu zapłaconych 4 tys. zł i kosztów napraw, ale w sumie nie ma dowodu, że tyle zapłacił.

W ten prosty sposób, zaniżając kwoty na fakturach, handlarze rozbrajają za jednym podejściem dwa problemy: podatkowy i związany z odpowiedzialnością za stan auta. Bo Kodeks cywilny nie pozostawia wątpliwości, że sprzedający odpowiada za stan samochodu niezgodny z umową.

A co z odpowiedzialnością karną? Pan Stanisław oczywiście poszedł na policję, ale funkcjonariusze poradzili mu, by udał się z tym do sądu. Czyli spuścili go na drzewo. Jakieś przesłuchanie handlarzy w charakterze podejrzanych? Nic z tych rzeczy! Poszkodowanemu szczerze radzę, by złożył doniesienie do prokuratury. Deklaruję pomoc i pilotowanie sprawy. Jeśli nie da się zamknąć przekręciarzy, którzy cofnęli 2 lata temu licznik w aucie zarejestrowanym w Polsce od 17 lat, to znaczy, że zamknąć można cały ten interes ze spisywaniem liczników.

Naszym zdaniem

Oszustwa licznikowe są traktowane przez funkcjonariuszy jako występki drobne, niewarte inwestycji ze strony państwa w pomoc poszkodowanemu. Jest jeden sposób: składać doniesienia, nie dać się zbyć i .....pilnować, by prędzej czy później zapadł wyrok.