Politycy PO planują, a właściwie zapowiadają zmiany w prawie o ruchu drogowym. Wysokość mandatów ma być uzależniona od średniej pensji krajowej. Przy okazji pierwszej publikacji z serii „Tak czy nie” zastanawiamy się, czy lepszym rozwiązaniem może być uzależnienie wysokości nałożonego mandatu od zarobków ukaranego kierowcy.

Robercie z Warszawy,

Wydaje mi się, że posłowie jak zwykle szukają nie tyle dziury w całym, co sposobu na załatanie dziury budżetowej. Nie od dzisiaj wiadomo, że kierowcy to najlepsze „dojne krowy” i nie potrafią się skrzyknąć i spalić kilku opon w „stolycy”. A może po prostu mamy nieco więcej kultury osobistej i pacyfistyczne nastawienie (chociaż nie widać tego na naszych drogach).

Posłowie chcą znacznie podnieść wysokość mandatów. Biorąc pod uwagę, że na 100 polskich kierowców, zapewne 95 jeździ niezgodnie z przepisami, wydaje się to dobrym rozwiązaniem.

Podwyżki odczują, jak zwykle, ludzie, którzy zarabiają 1,6 tys. zł „na rękę”. Panowie posłowie z „nieco” większymi zarobkami – już pomijając fakt immunitetu – będą nadal śmiali się z tych „kilku stówek” za przekroczenie prędkości.

Idąc dalej tym tropem – prawa drogowego będą przestrzegali ci, którzy najwięcej stracą – bardziej zamożni będą mogli sobie nadal pozwalać na łamanie przepisów.

Jakie mam rozwiązanie? Wydaje się, że proste i całkowicie sprawiedliwe. Wysokość mandatu powinna być uzależniona od średnich rocznych przychodów kierowcy. W 2010 roku, jadący Mercedesem SLS AMG z prędkością 300 km/h kierowca został ukarany przez szwajcarską policję mandatem w wysokości 790 tys. euro.

Sporo? Tak, ale wysokość mandatu została wyliczona na podstawie przychodów i wielkości majątku tego kierowcy. W ten sposób kara jest bardziej odczuwalna, gdyż proporcjonalna.

Piotrze z Krakowa

Niestety w wielu kwestiach nie mogę się z tobą zgodzić. Wszyscy słyszeli już chyba o projekcie podniesienia wysokości mandatów? Przysłowiowy nóż w kieszeni mi się otwiera jak słyszę wypowiedzi – w których ktoś twierdzi, że to podniesienie wysokości mandatu to konieczność, bo przecież od lat ich wysokości nikt nie zmienia a zarabiamy coraz więcej.

To bardzo ciekawe spostrzeżenie. Jednak trudno się z tym zgodzić. Oczywiście według danych statystycznych pensje rosną, ale czy na przestrzeni ostatnich lat wzrosły do tego stopnia, że trzeba podnosić wysokość mandatów? Według mnie nie.

Ale skoro policja trzyma się statystyki to może niech porówna sobie na ile mandatów w ciągu jednego miesiąca może sobie pozwolić statystyczny Kowalski w porównaniu ze statystycznym Helmutem? Gdyby wykonali tę pracę to nagle okazałoby się, że po wejściu w życie nowych stawek mandatów są one za wysokie.

W Niemczech za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 51 km/h zapłacimy 280 Euro i otrzymamy 2 miesięczny zakaz prowadzenia pojazdów – statystycznie zarabiający Niemiec takich mandatów w ciągu miesiąca może zapłacić jakieś 8 sztuk.

A jak będzie wyglądała sytuacja w Polsce. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że statystycznego Kowalskiego nie będzie stać na 8 takich mandatów w ciągu miesiąca - przy proponowanej stawce za wykroczenie w wysokości 1064 zł.

Może zatem, szanowni piewcy bezpieczeństwa na naszych drogach wśród których przoduje policja, spojrzeliby pod latarnię. Nie mówię, że nie powinni karać kierowców jadących za szybko – powinni, ale czy robią to skutecznie. Według mnie nie. Często odnoszę wrażenie, że służby pilnujące porządku i bezpieczeństwa na naszych drogach są nastawione na łupienie kierowców, a nie dbanie o nasze bezpieczeństwo. Czy widziałeś kiedyś kontrolę policyjną w okolicy szkoły, przedszkola...?

Uważam, że już sama wizja utraty prawa jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym byłaby wystarczającym elementem dyscyplinującym kierowców. Nie rozumiem tylko dlaczego ustawodawcy upierają się przy zabieraniu uprawnień do prowadzenia pojazdów tylko dla tych którzy przekraczają prędkość o 50 km/h i więcej.

W przytoczonych wcześniej Niemczech, zakazy prowadzenia pojazdów za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym zaczynają się już od przekroczenia prędkości o 31 km/h. Takie rozwiązanie skutecznie ograniczyłoby problem przekraczania prędkości w obszarze zabudowanym – bez podnoszenia mandatów. Bo utrata dokumentu uprawniającego do kierowania autem to naprawdę bardzo dotkliwa kara - przemawia do mnie bardziej, niż wysoki mandat.

Nasze za i przeciw

TAK

- kara proporcjonalna do zarobków

- to się sprawdza w innych krajach

- jest bardziej dotkliwa, bo obciąża w sposób proporcjonalny i zauważalny

NIE

- prawo powinno wszystkich traktować równo

- prostota wykonania

- mandaty są niższe niż w innych krajach, ale zarabiamy mniej

- jak sprawdzić kto ile zarabia? Nie każdy ma dochody oficjalne, uderzy prawo w tych którzy pracują uczciwie na umowę o prace, więc znowu na najuboższych

Jakie jest Wasze zdanie na poruszony temat. Czekamy na opinie.