- Od początku lipca w wydziałach komunikacji można zamawiać nowy, mniejszy wzór tablic rejestracyjnych, który miał pasować do aut sprowadzonych z USA i Azji
- Okazuje się, że nowe polskie tablice rejestracyjne nie do końca pasują do amerykańskich ani japońskich wersji aut
To ukłon resortu infrastruktury w stronę kierowców. Ministerstwo chciało ułatwić życie właścicielom samochodów spoza Europy. Do tej pory osoby jeżdżące takimi autami musiały zaginać tablice rejestracyjne lub przyczepiać je w innych miejscach niż te przeznaczone przez producenta samochodu. Były też osoby, które dorabiały sobie poza urzędem tablice w pasującym formacie z pomniejszoną czcionką, ale to już było obarczone sporym ryzykiem, ponieważ w świetle prawa „blachy” takie były nielegalne.
Intencje resortu infrastruktury były dobre, ale niestety, wyszło jak zwykle. Pierwsze osoby, które odebrały już nowe, mniejsze tablice szybko zorientowały się, że co prawda da się je przyczepić, ale zbyt estetycznie to wyglądać nie będzie. Nowe tablice mają wymiary: 315 mm x 114 mm. Dla porównania tablice amerykańskie są nie tylko krótsze, ale jednocześnie znacznie wyższe (305 x 155 mm). Z kolei auta z rynku japońskiego przystosowane są do większych tablic o wymiarach: 330 x 165 mm.
To oznacza, że w samochodach trzeba wiercić nowe otwory, albo pogodzić się, że będą widoczne stare. Kolejne znaki zapytania pojawiają się w związku z dość mocno ograniczoną kombinacją znaków na nowym wzorze tablic. W tym przypadku mamy tylko cztery znaki (!), a w standardowych blachach jest ich od 7 do 8.
Inny format znaków oznacza także, że kierowcy, którzy zechcą wymienić swoje stare tablice na mniejsze wzory, będą musieli przerejestrować auto. Oznacza to, że poniosą koszt nie tylko nowych „blach”, ale także są zmuszeni zapłacić za wyrobienie nowego dowodu rejestracyjnego i nalepek legalizacyjnych oraz dokonać wpisu w karcie pojazdu.