24-letni Polak pokonał 200 rywali, choć w enduro jeździ dopiero od pół roku!

Red Bull Last Man Standing to zawody uważane za kultowe i przeznaczone tylko dla najlepszych na świecie. W tym sensie są podobne do austriackiego Erzbergrodeo, które w tym roku również padło łupem Błażusiaka. Trasa została ulokowana w naturalnym terenie, umieszczono na niej wiele ekstremalnych przeszkód, między innymi mierzące 1,5 m wysokości bloki skalne, przez które trzeba było przeskakiwać.

Finał składał się z dwóch etapów: dziennego na trasie o długości 40 mil oraz nocnego na tej samej trasie, tyle że przejeżdżanej pod prąd. Wygrywał ten, kto osiągnął najlepszy wynik w obu etapach (w przypadku remisu decydowało zwycięstwo w części nocnej).

Na starcie stanęło 200 najlepszych jeźdźców z całego świata, w tym wielka gwiazda enduro Brytyjczyk David Knight (także KTM), który wygrał te zawody w latach 2005 i 2006 (rok temu z wielką przewagą). Błażusiak, mistrz Europy w trialu z 2004 roku, chciał się zrewanżować Knightowi za nieczystą jazdę w ostatniej eliminacji Pucharu Świata w Barcelonie (Brytyjczyk tak mocno uderzył podczas walki na torze w Błażusiaka, iż uszkodził jego motocykl).

Do finału awansowało 100 najlepszych zawodników. Pierwsze miejsce po czasówce (rozegrana na płaskim terenie) zajmował Knight, drugi był Błażusiak. Po starcie do rajdu dziennego obaj ci zawodnicy szybko uciekli reszcie stawki. Jechali bark w bark, licząc na drobny błąd rywala. Błażusiak objął prowadzenie i uciekł Knightowi, jednak w lesie pomylił drogę i Brytyjczyk znów był pierwszy.

Polak raz jeszcze go dogonił i odtąd jechali razem. W połowie rajdu Błażusiak znów wyszedł na prowadzenie, gdyż szybciej przejechał trudną, pełną wyskoków sekcję. Nie popełnił błędu, znów uciekł Knightowi i na mecie był pierwszy (przejazd rajdu zabrał mu 3,5 godziny). 6 minut później dojechał Knight. Regulamin mówi, że do etapu nocnego kwalifikują się tylko ci zawodnicy, którzy dojadą na metę w ciągu godziny od zwycięzcy. Okazało się, że poza Knightem tylko jeden zawodnik spełnił ten przepis - Amerykanin Geoff Aaron (KTM)!

Po zaledwie godzinie odpoczynku trzech zawodników ruszyło do etapu nocnego. Błażusiak z Knightem znów uzyskali przewagę i bark w bark walczyli na trudnej trasie. W połowie etapu znów Błażusiak objął prowadzenie i uciekł Knightowi. Chwilę później sędziowie donieśli Polakowi, że Knight się wycofał. Błażusiak zwolnił, by nie ryzykować kontuzji i pewnie dojechał pierwszy na metę (przejazd trwał tym razem 4,5 godziny). Drugi był Aaron.

Imprezę oglądało 15 tys. kibiców.

- Jestem niewiarygodnie szczęśliwy - powiedział Tadeusz Błażusiak, jedyny Polak startujący w imprezie. Gdyby pół roku temu ktoś mi powiedział, że wygram dwa najtrudniejsze rajdy motocyklowego enduro na świecie - Erzbergrodeo i Last Man Standing, wziąłbym go za wariata. Cieszę się, że zrewanżowałem się Knightowi za Barcelonę. Nie wiem, dlaczego mój rywal zrezygnował z jazdy, z tego co wiem, nie miał upadku. Trasa była ekstremalnie trudna, było wiele karkołomnych odcinków, dobrze że nie miałem czasu zastanawiać się nad zagrożeniem! Jazda była niezwykle wymagająca fizycznie, to był najbardziej męczący rajd w mojej karierze, tym bardziej, że po etapie dziennym miałem zaledwie godzinę odpoczynku. Bardzo pomogły mi umiejętności trialowe, dzięki nim pokonywałem przeszkody, przez które rywale dosłownie przepychali motocykle.

Tadeusz Błażusiak wystartuje 16 grudnia w drugiej eliminacji Pucharu Świata enduro halowego w Monachium.