• EDumper to największy pojazd elektryczny na świecie
  • Nie tylko nie wymaga ładowania z zewnętrznego źródła, ale wręcz może oddawać nadwyżkę prądu do sieci
  • Poza prądem potrzebnym do jazdy generuje nawet 200 kWh dodatkowej energii dziennie

Pojazdy elektryczne są świetne – ciche, bezemisyjne, mocne, trwałe – ale wciąż mają kilka podstawowych wad, które utrudniają korzystanie z tej formy napędu. Pierwsza z nich do wciąż skromny zasięg, a druga – konieczność częstego ładowania, które zajmuje dłużej niż tankowanie paliwa. Tyle, że nie do wszystkich zastosowań, duży zasięg jest niezbędny, a i problem ładowania da się czasem bardzo kreatywnie rozwiązać.

Auto, które oddaje prąd do sieci

Szwajcarskiej firmie eMmining AG udało się stworzyć potężny pojazd elektryczny, którego nie trzeba nigdy ładować z sieci! Na tym nie koniec – on wręcz wytwarza podczas jazdy tyle prądu, że nadmiar energii można wpuszczać do sieci i jeszcze na tym zarabiać! I przykro nam, że musimy was rozczarować – ogniwa fotowoltaiczne nie są jeszcze tak wydajne, żeby zapewnić napęd tak dużej maszynie, tu prąd wytwarzany jest zupełnie inaczej. Niestety, stworzone przez Szwajcarów rozwiązanie ma też pewną wadę: działa tylko przy bardzo specyficznym sposobie użytkowania pojazdu.

EDumper (czyli "e-wywrotka”), bo o tym pojeździe mowa, to olbrzymia maszyna zbudowana na bazie wywrotki Komatsu, wykorzystywana do transportu urobku z kamieniołomów. Kamieniołomy znajdują się na górze, a urobek zwożony jest w dół, skąd trafia do cementowni. I właśnie dzięki tej różnicy poziomów rozwiązanie działa – prąd bierze się z... grawitacji!

EDumper produkuje prąd z grawitacji

Pod górę, po urobek, EDumper podjeżdża wykorzystując silniki elektryczne zasilane z akumulatorów o pojemności 600 kWh (to tyle, ile w kilkunastu nowoczesnych, elektrycznych osobówkach). Pojazd na pusto waży "zaledwie" 45 ton. Za to po załadunku skałami wapiennymi i merglem zjeżdża z góry ważąc już ponad 110 ton. Do zjazdu napęd nie jest potrzebny, sprawę załatwia odpowiedni spadek drogi – za to silniki pracują w trybie rekuperacji, odzyskując energię, a jednocześnie dbają o to, żeby obciążony kolos przesadnie się nie rozpędził. Dzięki temu w czasie zjazdu udaje się zgromadzić znacznie więcej energii, niż auto potrzebuje do tego, żeby później na pusto pod górkę podjechać po kolejną porcję urobku. Jeden zjazd pozwala wygenerować nadwyżkę 10 kWh energii ponad to, co niezbędne do ponownego podjazdu pod górę! Genialne w swojej (teoretycznej) prostocie, choć w praktyce stworzenie układów, które radzą sobie z tak dużymi prądami nie jest wcale łatwe.

Producent obiecuje, że taki pojazd pozwala zaoszczędzić rocznie 130 ton emisji dwutlenku węgla i 50 000 litrów oleju napędowego, a w dodatku jest trwalszy i tańszy w obsłudze od spalinowych odpowiedników.