- Po raz kolejny prezes PKN Orlen Daniel Obajtek przekonuje, iż Orlen jest już gotów na wprowadzenie unijnego embarga na import rosyjskiej ropy
- Polskie rafinerie jako całość są jednak wciąż silnie uzależnione od ropy z Rosji
- Ewentualne embargo spowodowałoby wzrost cen paliw, a nawet w dłuższej perspektywie ograniczenie jego dostępności
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
W płockiej rafinerii Orlenu – jeśli wierzyć oświadczeniom koncernu – dostosowano już instalacje do przerobu ropy innej niż rosyjska, a "stopień dywersyfikacji dostaw jest na poziomie 70 proc.". To dobra wiadomość, jednak sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana: płocka rafineria Orlenu nie jest jedyną rafinerią w Polsce, a stopień uzależnienia krajowego przemysłu rafineryjnego od rosyjskiej ropy jest o wiele większy niż tej jednej rafinerii, którą chwali się prezes PKN Orlen.
Pożar blisko rurociągu z ropą. Atak? Groźba? Przypadek?
Jakie jest dokładnie obecne uzależnienie Polski od importu rosyjskiej ropy, tego dowiemy się... z czasem. To nie są informacje, którymi przedstawiciele koncernów chętnie dzielą się w tych czasach. W 2020 roku rosyjska ropa miała ponad 70 proc. udziału w surowcu przerabianym przez polskie rafinerie, a teraz przecież, pomimo deklarowanego przestawiania się na ropę z innych kierunków (oczywiście nie całkowitego, Polska w pełni odbiera zakontraktowaną ropę z Rosji) wciąż nie jesteśmy nawet na poziomie "pół na pół".
Tymczasem płoną zbiorniki z rosyjskim paliwem (ropą?) w Briańsku – w kompleksie połączonym z rurociągiem "Przyjaźń", którym ropa transportowana jest m.in. do Polski. Tą drogą płynie ropa do Polski, Węgier, Chorwacji, z Polski do Niemiec i nie tylko.
Kto stoi za pożarem w Briańsku, nie do końca jest jasne: armia ukraińska nie przyznaje się, ale przecież nie można wykluczyć ataku i jest to jedna z szeroko komentowanych opcji; to może być wypadek, ale i sabotaż. Obecnie ropa płynie, ale pożar się nie skończył, a przecież ten "wypadek", będący jednym z dłuższej serii niefortunnych zdarzeń na terenie Rosji, nie musi być ostatnim. Co by się zatem stało, gdyby ropa z Rosji nagle przestała płynąć?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPolska niezależna od importu ropy z Rosji? Nieprędko!
Warto zacząć od tego, dlaczego polskie rafinerie (a precyzyjniej: rząd) mógłby wprowadzić sankcje na rosyjską ropę. Wiadomo: to wbrew umowom, zgodnie z umową Polska ma obowiązek odbioru zakontraktowanych minimalnych ilości surowców lub płacić, nawet ich nie odbierze, niemniej sankcje to nic innego jak wypowiedzenie wojny, tyle że ekonomicznej – bez armat i tylko na wybranym przez stronę atakującą odcinku. Sankcje wprowadza się wbrew zasadom obowiązującym w czasie pokoju, a więc można – tak jak można było wprowadzić zakaz importu LPG z Rosji, ale polski Sejm głosami partii rządzącej się jednak na to nie zdecydował. A zatem rosyjska ropa nie tylko jest tańsza niż ropa pochodząca z innych źródeł (ta oferowana w ramach transakcji poza kontraktem długoterminowym jest obecnie wyjątkowo wręcz tania), ale też tani jest jej transport, jest do tego infrastruktura, no i instalacje w polskich rafineriach (przyjmijmy, że najmniej dotyczy to płockiej rafinerii) są zoptymalizowane do przerobu specyficznej ropy z Rosji. Gwałtowne przestawienie się na ropę z innych kierunków to po prostu ogromne koszty!
A gdyby rosyjskiej ropy nagle zabrakło?
To już ćwiczyliśmy w połowie 2019 roku, gdy z powodu usterki po stronie rosyjskiej niemal nie działał ropociąg "Przyjaźń". Nic się nie stało! I teraz też nic by się nie stało – nie od razu. Kraje Unii Europejskiej utrzymują obowiązkowe rezerwy paliw na okres 90-100 dni. Krótkotrwałe zakłócenia w dostawach nie powinny na nikim zrobić wrażenia, chyba, że... chyba że perspektywą jest wydłużanie się przestojów, a w warunkach wojennych to realne. Wówczas gwałtowny zwrot w stronę ropy z kierunków innych niż Rosja oznacza gwałtowny wzrost kosztów i konieczność czasowego ograniczenia popytu. Ile by miał kosztować w takich warunkach litr paliwa na stacji, strach myśleć!
Z podobnych względów pomimo buńczucznych zapowiedzi nie zdecydowano się na wstrzymanie importu LPG z Rosji, choć LPG używane w Polsce głównie do zasilania samochodów jakże łatwo zastąpić... benzyną.
Co innego więc przestawiać się planowo i pomału z nadzieją, że nie będzie to konieczne, a co innego pod presją czasu.
Covid-19: polscy kierowcy zyskali nieoczekiwanego sprzymierzeńca!
Tymczasem pomimo pożarów w Rosji i eskalacji działań wojennych notowania ropy zachowują się nadspodziewanie spokojnie. Jedną z ważniejszych przyczyn jest... obudzenie się koronawirusa w Chinach i w realnej perspektywie lockdowny zakrojone na szeroką skalę. To oznacza zmniejszenie światowego popytu na ropę.
I dlatego pomimo wojny i wysokich marży polskich rafinerii litr ON na stacjach kosztuje "tylko" 7,20 zł za litr, a nie np. 8,90 zł za litr.