Rolls-Royce to szczyt dobrego smaku. Owszem, jest nieco krzykliwy i budzi zazdrość jak mało które auto, ale nie zmienia to faktu, że nie ma na świecie bardziej stylowego, wyrafinowanego i arystokratycznego samochodu niż Rolls-Royce.
Ta brytyjska firma to po prostu szczyt wyrafinowania, to coś więcej niż auto, koniec dyskusji. Dotyczy to zarówno modelu Ghost, jak i większego Phantoma.
Niestety, Mansory o tym nie wie i w Genewie pokaże Ghosta pomalowanego na granatowy kolor. Ok., to fajna barwa, nie miałbym nic przeciwko niej, gdyby tylko nie te 22-calowe koła rodem z aut dla gangsterów, złote dodatki tu i tam i gadżety tuningowe (zderzaki, progi, wydechy). Fuj!
Po otwarciu drzwi też nie jest dobrze. Włókno węglowe nie pasuje do luksusowego, arystokratycznego i niespiesznego charakteru Rolls-Royce’a. Według zapowiedzi wewnątrz są także elementy wykończone tak, by przypominały diamenty. Nie brzmi to dobrze, oj nie brzmi.
Nie sądzę też, by trzeba było majstrować przy silniku. Rolls-Royce Ghost ma dwunastocylindrowe serce o mocy 570 KM i to wystarczy, by z godnością przemierzać czasoprzestrzeń.
Mansory chyba zapomniał, że pośpiech poniża i wykrzesał z silnika Ghosta 720 KM. Firma podaje osiągi auta, ale to tak nieważna rzecz w przypadku Rollsa, że przemilczę tę informacje. No dobra, skoro nalegacie, to powiem – setka to kwestia 4,4 s, a prędkość maksymalna do 310 km/h.
Ogólnie – szok! A już myślałem, że po skandalizującym, wulgarnym i niesmacznym Porsche Cayenne, Mansory mnie niczym nie porazi. A jednak!