Długotrwały deszcz w górach Harz. Artykuł piszemy 41 lat po zakończeniu produkcji kozy, która właśnie nieźle skopała nam tyłek. Brzmi tak, jak gdyby silnik Diesla z Detroid pracował tuż przy samych uszach. Trzeba to po prostu zignorować i nadal wciskać pedał gazu – radzi instruktor z parku rozrywki, w którym można takiego potwora wynająć na przejażdżkę. Trzeba też dość wcześnie rozpocząć skręcanie, ponieważ reakcję kół zauważymy dopiero po wielu obrotach kierownicą. Zgadza się. W takim przypadku, dzięki skrętnej trzeciej osi, nasz wóz zawraca niemal w miejscu (średnica to zaledwie 8,8 m!), co sprawia wrażenie, że się zaraz przewróci.
Pojazd ma trzy osie napędowe, z czego dwie są skrętne. Przecieramy oczy ze zdumienia po zajrzeniu pod maskę: dwusuwowy, trzycylindrowy diesel z kompresorem, bez zaworów dolotowych, za to z czterema zaworami wylotowymi – dziwniej chyba się nie da. Są jednak inne zaskakujące rzeczy: pompowtryskiwacze z wtryskiem bezpośrednim, jak w nowoczesnych silnikach TDI, ale czysto mechaniczne. I to wszystko już w roku 1962! Wynik kreatywności inżynierów to osobliwy silnik z wysoką liczbą obrotów, podobny do tych, które budowała firma Hanomag. Zalety: mały ciężar, duża moc (103 KM) z pojemności zaledwie 2,6 l. Trzeba się niestety pogodzić z jego brzmieniem z piekła rodem. Za to umiejętności off-roadowe są fantastyczne:
Gama Goat niedbale pokonuje każdy rodzaj terenu dzięki swojemu obracającemu się i zginającemu we wszystkie strony przegubowi krzyżowemu pomiędzy drugą i trzecią osią. W pokonywaniu przeszkód bez wątpienia pomaga znaczący prześwit (38 cm). Skrzynia redukcyjna nie wymaga zbyt dużego przełożenia (zastosowano tylko 1,8) – silnik ma potężny moment obrotowy.
Pojazd jest zwrotny, lekki (karoseria częściowo wykonana z aluminium), łatwy w obsłudze. Do hamulców bębnowych można dostać się z zewnątrz, małe nadciśnienie zapobiega przedostawaniu się do wnętrza wody i błota. Pojazd potrafi też pływać, choć w instrukcji zaznaczano, że tylko w wodach śródlądowych! Twórcy mieli zapewne ambicje, aby stworzyć perfekcyjny wehikuł do off-roadu.
Mimo to wówczas nikt nie był z niego zadowolony: za głośny, za wolny (prędkość maksymalna 80 km/h), za szeroki (2,13 m), podatność na wychylenia w wodzie, przez co zastosowanie pojazdu jako amfibii dopuszczalne było jedynie na spokojnych wodach. Spojrzenie na historię pojazdu bardzo dużo wyjaśnia: Gama Goat (oficjalna nazwa typu: M 561) jest poprzednikiem Hummera H1, który zastąpił go w 1985 r. W specyfikacji technicznej zamówienia zapisano wówczas: pojazd półamfibia, czyli potrafiący pływać, jednak bez śruby napędowej. Napęd w wodzie zapewnić miały opony z kolcami, na zasadzie działania parowca kołowego.
Zamówienie otrzymała firma Condec (Consolidated Diesel Electric Co.) z Nowego Jorku. Nazwa pochodzi od genialnego inżyniera do spraw projektów Roger Gamaunt (przezwisko Gama). To, że wyprodukowana w latach 1962-1969 w ilości 11 500 egzemplarzy półamfibia z przeróżnymi wadami działała na nerwy oraz że pojazd nie spełnił oczekiwań w czasie wojny w Wietnamie, przypisuje się często działaniom oszczędnościowym, które narzucone zostały producentowi przez ministerstwo obrony USA, kiedy istniało zagrożenie przekroczenia ceny 8000 dolarów za sztukę, co było w latach 60. dużą kwotą. Konstrukcja Gama Goata była po prostu zbyt wymagająca. Przede wszystkim bezpośredni układ kierowniczy, który po wyjściu z zakrętu nie centrował się. Prowadzenie pojazdu było wyzwaniem do tego stopnia, że żołnierze armii USA musieli przechodzić specjalne szkolenia z jazdy. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia – twierdzą kierowcy wzruszając tylko ramionami. W specyfikacji technicznej zamówienia następcy (został nim Hummer H1) nie na darmo zapisano, że ma on być wręcz idiotycznie łatwy w obsłudze.
Fakt – prowadzenie Gama Goata to stres, ale w pozytywnym znaczeniu. To tak, jak w przypadku oldtimerów ze stojącymi pedałami i zmianą biegów z wykorzystaniem międzygazu (skrzynie bez synchronizacji). Aktualnie fani militariów płacą za dobrze utrzymanego Gama Goata nawet 15 tys. euro. Wcale nie tak łatwo go znaleźć – szukać trzeba właśnie wśród kolekcjonerów sprzętu wojskowego. Przez lata dokonała się prawdziwa zmiana image’u, jak w przypadku zwierzęcia, od którego pochodzi nazwa: kiedyś pogardzane i śmierdzące, teraz uznane za sympatyczne i dające zdrowe mleko.