Może się wydawać, że samochód objęty gwarancją jest dla użytkownika najtańszy w utrzymaniu. Jeśli coś zawiedzie, koszty naprawy pokryje sprzedawca, a właściciel najwyżej kilka dni pojeździ autem zastępczym.

Trzeba dokładnie liczyć koszty serwisowania

Niestety, czasami można się mocno zawieść. I nie chodzi tylko o to, że niektórzy dilerzy każą sobie płacić za udostępnienie auta zastępczego. Gwarancja nie jest okresem darmowej obsługi samochodu, a gdybyśmy podsumowali wszystkie koszty, łącznie z utratą wartości pojazdu, okazałoby się, że to najdroższy okres jego eksploatacji.

Znaczna część wydatków związana jest z przeglądami gwarancyjnymi. Ich koszt zależy od wielu czynników, m.in. marki, klasy auta, przebiegu, użytych części, i może się wahać od 500 zł do 10 tys. zł! Dla ASO stanowią one zazwyczaj główne i ulubione źródło utrzymania – marża na częściach eksploatacyjnych jest duża, mechanik nie traci czasu na poszukiwanie usterek, klient posłusznie płaci rachunek, mimo że często dziwi się jego wysokością.

Skoro to taki dobry interes, to dlaczego większość firm oferuje tylko 2-, 3-letni okres gwarancji, a jedynie nieliczne, np. Kia, decydują się udzielić jej nawet na 7 lat? Po prostu później przestaje się to opłacać ze względu na większe ryzyko awarii. Wystarczy jednak, stworzyć kilka ograniczeń w warunkach gwarancji, wyznaczyć limity przebiegów lub pobrać opłatę za możliwość jej przedłużenia, by móc na klientach dobrze zarabiać jeszcze przez kolejne lata.

Dla przykładu – wydłużenie gwarancji na Peugeota 508 do 5 lat i 150 tys. km kosztuje 6023 zł, ale już w przypadku modelu 107 za 5-letnią ochronę (do 100 tys. km) zapłacimy 1818 zł. Nie we wszystkich firmach jest drogo, np. w Fordzie za każdy dodatkowy rok ochrony (maksymalnie do 10 lat lub 200 tys. km) zapłacimy tylko 89 zł. Czy jest w tym jakiś haczyk?

Do ASO warto jechać drogim autem

Zanim pozwolimy się uwieść długoletniej gwarancji, policzmy, ile będzie kosztowała w tym czasie obsługa auta w ASO, a ile wydamy, jeśli z niej zrezygnujemy. Nawet na podstawie szacunkowych kosztów podanych przez ASO (przykłady w tabeli) wyjdzie nam duża różnica na korzyść niezależnych warsztatów. W praktyce będzie ona często znacznie większa, gdyż wraz ze wzrostem przebiegu zwiększy się liczba czynności obsługowych i zaczną zużywać się części eksploatacyjne, za które – mimo gwarancji – trzeba będzie zapłacić z własnej kieszeni.

Może się okazać, że dodatkowe lata obsługi w ASO uszczuplą naszą kieszeń o kilka, a nawet kilkanaście tys. zł. Czy zatem warto? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli samochód w okresie gwarancji nie ulegnie żadnej poważnej awarii, to na pewno nie, nawet uwzględniając to, że długa obsługa w ASO pozwoli uzyskać lepszą cenę samochodu przy odsprzedaży.

Taka sytuacja jest prawdopodobna w przypadku mniejszych samochodów z prostymi benzyniakami. Ryzyko wygląda zupełnie inaczej w odniesieniu do aut wyższych klas. Tam usunięcie awarii układu wtryskowego czy elektroniki może kosztować więcej, niż uda się oszczędzić dzięki obsłudze auta poza ASO.

Oczywiście, są sposoby obsługi poza ASO spełniające warunki gwarancji, ale zwykle wiążą się one z utrudnieniami w egzekwowaniu roszczeń gwarancyjnych.