Gudni Agnarsson nie jest przekonany do wodoru. Ma 59 lat, z których 18 spędził prowadząc ciężkie pojazdy różnego rodzaju. Teraz siedzi za kierownicą jednego z trzech prototypowych autobusów jeżdżących po ulicach Rejkiawiku od października 2003 roku. "Na początku byłem bardzo podekscytowany, ale później przyszło rozczarowanie" - mówi rzucając okiem na zielony ekran, gdzie wyświetlają się dane o pracy silnika.

Jego zdaniem autobusowi brakuje teraz mocy. "Trudno go prowadzić, kiedy jest dużo pasażerów" - mówi. Czas reakcji na przyspieszenie jest bardzo długi. Silnik często się psuje. Ten autobus przejechał 54 tysiące kilometrów przez trzy lata, podczas gdy inne robią zwykle 100 tysięcy kilometrów w ciągu roku" - narzeka kierowca. W 2003 roku wyciek wodoru z powodu usterki zaworu spowodował wydzielanie się dużych ilości dymu. Ludzie myśleli przez chwilę, że autobus się pali. Wyglądało to widowiskowo, ale okazało się niegroźne.

Zasadniczą wadą jest konieczność częstego uzupełniania paliwa. "Zbiorniki trzeba napełniać trzy razy dziennie" - mówi Gudni Agnarsson. Upoważniony pracownik prowadzi wówczas autobus do zbudowanej specjalnie stacji w Grjothals na przedmieściu stolicy. Stacja, otwarta w 2003 roku ma kształt czworokąta o powierzchni 300 m2. Jedna z jej ścian jest przeszklona, aby zaspokoić ciekawość zainteresowanych.

Pozyskiwanie wodoru odbywa się w plątaninie rur, a towarzyszy temu cichy szmer. Cząsteczki wody ulegają rozkładowi w procesie elektrolizy. Otrzymany wodór gromadzony jest w długich niebieskich cysternach. Instalacja kosztowała 1,3 miliona euro i może wytwarzać 60 m3 wodoru na godzinę. W 2005 roku trzeba było udoskonalić aparaturę, bo uzyskiwana wydajność nie była wystarczająca.

Kiedy mówi mu się, że znosi udręki towarzyszące pionierom, Gudni Agnarsson tylko wzrusza ramionami. Przedstawiona przez niego długa lista zarzutów jest jednak zrównoważona przez jedną zaletę. Tylko jedną, ale decydującą: silnik nie wydziela żadnych spalin, żadnego gazu powodującego efekt cieplarniany. Pozostawia za sobą tylko kłęby pary, ale islandzki wiatr szybko je rozpędza. Zdaniem inicjatorów projektu dzięki trzem autobusom napędzanym wodorem zmniejszono emisję CO2 do atmosfery o 95 ton.

Eksperyment w Rejkiawiku pilotuje Icelandic New Energy (INE), spółka grupująca lokalne przedsiębiorstwa i trzy firmy zagraniczne: DaimlerChrysler, Norsk Hydro i Shell.

Powstała w 1999 roku INE wydała już 7 milionów euro na pierwszą fazę projektu, z czego 2,3 miliona stanowiła subwencja Unii Europejskiej. Islandzcy pionierzy postanowili sobie, że ograniczą do zera szkodliwe emisje przy produkcji i wykorzystaniu wodoru, co podniosło stopień trudności eksperymentu.

"Nie osiągnęliśmy jeszcze całkowitej niezawodności, ale zrobiliśmy ogromne postępy" - zapewnia Maria Maack, dyrektor ds. ochrony środowiska w INE. Przejeżdżając 140 tysięcy kilometrów, trzy prototypy dostarczyły konstruktorom cennych informacji. Umożliwiło to zaprojektowanie autobusów nowej generacji o większej mocy, które powinny być oddane do eksploatacji w 2008 roku. Dziewięć wielkich miast, w tym Berlin, Pekin, Madryt i Londyn, już rozpoczęły lub wkrótce zaczną wdrażać fazę eksperymentalną.

W 2007 roku na drogach Islandii wśród powszechnie używanych tu pojazdów terenowych z napędem na cztery koła pojawi się 30 samochodów napędzanych wodorem. W przyszłym roku przewiduje się również wyposażenie w taki silnik kutra rybackiego. Faza komercjalizacji powinna rozpocząć się na wyspie w 2010 roku. Koszt eksploatacji silnika wodorowego jest dziś pięć do dziesięciu razy wyższy niż silnika benzynowego (jeśli nie brać pod uwagę kosztów zanieczyszczenia środowiska przez ten drugi). Za cztery lata najprawdopodobniej zacznie jednak spadać.

Społeczeństwo akceptuje te eksperymenty. Fakt, że Islandia jest krajem nowatorskim, schlebia dumie narodowej. Ekologiczny wolontariat pozwala też usprawiedliwić odstępstwo od protokołu z Kioto uzyskane przez kraj. Chodzi o częściowe zwolnienie z wymogu ograniczania szkodliwych emisji tutejszego przemysłu aluminiowego, bardzo energochłonnego.

Badania nad paliwem wodorowym rozpoczęto w Islandii trzydzieści lat temu. O uznanie jego walorów walczył wówczas na forum międzynarodowym profesor chemii Bragi Arnasson. Wykonano ważną pracę przygotowawczą: "W naszym kraju skojarzenia z wodorem są pozytywne, związane ze środowiskiem i wodą, z której jest wytwarzany, a nie z bombą" - mówi Maria Maack.

Wodór mógłby uzupełnić energię geotermiczną i wodną w zestawie odnawialnych energii, jakimi dysponuje Islandia. Rząd postawił sobie wyzwanie: do 2050 roku stworzyć chce społeczeństwo bez ropy naftowej.