W kontakcie idącego człowieka z jadącym samochodem ten pierwszy nie ma szans. Pieszy poruszający się średnim tempem przechodzi w ciągu sekundy 1,7 m, a zbliżający się do przejścia pojazd, jadący z prędkością 50 km/h, pokonuje w czasie sekundy prawie 14 metrów. Na zatrzymanie się potrzebuje około 35 metrów, a gdy, co zdarza się powszechnie, jedzie szybciej, to droga hamowania może znacznie się wydłużyć. Trzeba przecież wziąć pod uwagę czas mijający od zauważenia pieszego i reakcję kierowcy.

Dlatego Prawo o ruchu drogowym chroni pieszych. W art. 26 p.1 stanowi, iż "Kierujący pojazdem, zbliżającym się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na przejściu". Oznacza to szczególną ochronę pieszego na przejściu, gdzie ustawodawca udzielił mu bezwzględnego pierwszeństwa. Za nie ustąpienie pierwszeństwa pieszym na przejściu kierowcy grozi mandat w wysokości 350 zł i osiem punktów karnych, a za omijanie pojazdu, który zatrzymał się, by ustąpić pierwszeństwa pieszemu, mandat w wysokości 500 zł i 10 punktów karnych.

Taka jest teoria. W praktyce często się zdarza, że obok stojącego już przed przejściem samochodu przejeżdża inny, nie zwracając uwagi na to, że na "zebrę" weszli już ludzie i jeśli nie dojdzie do wypadku, taka praktyka jest bezkarna. Zwykle przecież w tym miejscu nie ma radiowozu, a nikt nie zadaje sobie trudu, by zanotować numer samochodu łamiącego przepisy i zgłosić go policji. Przysporzyłoby mu to tylko kłopotów - straty czasu na zeznania, zaś efekt obywatelskiej czujności byłby niewielki.

Kolejnym grzechem jest skręcanie samochodem natychmiast, gdy na sygnalizatorze zapala się zielona strzałka, bez upewnienia się czy na przejściu nie ma ludzi. Zgodnie z kodeksem drogowym wykonanie skrętu i wjechanie na skrzyżowanie jest możliwe dopiero po obowiązkowym zatrzymaniu się auta przed sygnalizatorem.

Inna rzecz, że piesi bywają nieobliczalni. Potrafią wejść na "zebrę" tuż przed jadącym samochodem, nie myśląc o tym, że ów nie ma szans się zatrzymać, przechodzą przez przejście, gdy pali się żółte światło, nie zwracając uwagi na to, iż z daleka może nadjechać rozpędzone auta, którego kierowca widzi zmianę sygnalizacji. Teoretycznie pieszy, który wtargnie na jezdnię przed jadący pojazd na przejściu, także nie jest bezkarny, bo grozi mu 50 zł mandatu, ale gdy dochodzi do wypadku, udowadnianie kto miał pierwszeństwo jest trudne - zwłaszcza, gdy nie ma świadków.

Dlatego to "silniejszy", czyli właściciel pojazdu, musi bardziej uważać i pamiętać o zasadzie ograniczonego zaufania, czyli o tym, że nie zawsze inny uczestnik ruchu zachowa się zgodnie z obowiązującymi przepisami ruchu drogowego.