Z góry uprzedzam, że nie jest to artykuł dla miłośników jednej marki samochodu, ani dla osób mających już od dawna z góry upatrzony model. Jego adresatem są raczej ludzie zainteresowani zakupem używanego samochodu z możliwie jak najmłodszego rocznika, do tego w dobrym stanie i za przyzwoitą cenę.

Gdy zdecydowałem się na kupno pojazdu założyłem sobie, że musi być to auto technicznie sprawne, zadbane i dobrze wyposażone, a przede wszystkim nie starsze niż pięć lat, o przebiegu mieszczącym się w granicach 50-90 tys. kilometrów. Zamierzałem wydać maksymalnie około 20 tys. zł. Moim faworytem w tamtym czasie był Peugeot 307 z silnikiem HDI.

Przeglądając ogłoszenia w internecie szybko dostrzegłem, że oferta dotycząca aut młodszych rocznikowo nie jest zbyt szeroka. Trudno się temu dziwić. Osoba kupująca w salonie nowy samochód rzadko sprzedaje go po trzech, czterech latach użytkowania. A jeśli już to po odpowiednio wyższej cenie. Samochód serwisowany, z wiarygodną historią i dokumentami, a do tego od pierwszego właściciela musi swoje kosztować. Patrząc na ceny 306-ek sięgające 25-27 tys. zł (rocznik 2004-2005) doszedłem do wniosku, że rozejrzę się za jakimś sprowadzonym autem.

Z góry wiedziałem, że nie będzie to proste, bo zdecydowana większość takich samochodów, szczególnie z młodszych roczników, to auta powypadkowe. Nie stanowiło to dla mnie problemu, jednak chciałem wiedzieć, a nawet widzieć jak mocno samochód był uszkodzony, kto i gdzie go naprawiał oraz przy użyciu jakich części. W grę wchodziły tylko auta po niewielkich stłuczkach z nienaruszoną konstrukcją nadwozia i układu jezdnego.

Swoje poszukiwania rozpocząłem od spaceru po autokomisach. Na bieżąco też śledziłem ogłoszenia na ogólnopolskich portalach. Kilka wizyt w miejscowych komisach zniechęciło mnie jednak zupełnie do korzystania z ich usług. Najbardziej zapadła mi w pamięć jedna z nich. Oglądając model Peugeota 307 zapytałem komisanta o historię samochodu. W odpowiedzi usłyszałem, że auto to zostało świeżo przywiezione, ale z tego co mu wiadomo jest ono bezwypadkowe i gotowe do rejestracji. Nie brzmiało to zbyt przekonująco.

Moje podejrzenie wzbudziło już wnętrze samochodu. Jak na auto z przebiegiem przekraczającym niewiele ponad 40 tys. kilometrów, było zbyt mocno zużyte. Jakby tego było mało, z lewego przedniego słupka zwisała plastikowa osłona odsłaniająca spawany fragment blachy. Widząc lekkie zmieszanie na twarzy handlarza stwierdziłem, że dalsza rozmowa z nim nie ma najmniejszego sensu.

Po tej przygodzie i kilku podobnych podjąłem decyzję, że będę szukał samochodu kupionego w polskim salonie, albo wezmę auto od sprawdzonego importera, którego polecił mi dobry znajomy. Tak się akurat złożyło, że miał on właśnie na placu Peugeota 307 z silnikiem HDI, z rocznika 2003. Auto było po niegroźnej stłuczce, lekko uszkodzone z przodu. Kosztowało około 16 tys. zł plus opłaty. Podszedłem do tej oferty sceptycznie, ze względu na rocznik i związany z nim przebieg samochodu, który przekraczał 120 tys. kilometrów. Miałem świadomość, że za dwa lata pojazd ten będzie miał już prawie 10 lat i trudno będzie mi go sprzedać po dobrej cenie. W tej sytuacji pozostały mi dwie możliwości: albo dołożyć trochę pieniędzy i kupić ten sam model z młodszego rocznika lub rozejrzeć się za innym, tańszym samochodem. Zwyciężyła opcja druga.

Ostatecznie zdecydowałem się na 3 i pół-letniego Fiata Grande Punto sprowadzonego przez znajomego importera. Auto to również było po niegroźnej stłuczce, lecz w pełni sprawne, na chodzie. Miało uszkodzony tylni zderzak, porysowane felgi i wgniecioną lekko klapę bagażnika. Wymagało niewielkich napraw blacharsko-lakiernicznych. Samochód obejrzałem osobiście i zdecydowałem o jego zakupie. Na liczniku miało niecałe 50 tys. kilometrów. Razem z naprawą i opłatami wyszło mnie nieco ponad 20 tys. zł.

Kupowanie auta zajęło mi około trzech miesięcy. Z każdym obejrzanym samochodem coraz bardziej zacząłem doceniać idee zakupu nowego samochodu. Dzwoniąc pod wybrane ogłoszenia często okazywało się, że ich treść jest niezgodna ze stanem rzeczywistym, że ludzie na portalach ogłoszeniowych świadomie wypisują bzdury, kłamią.

Na sam koniec nasuwa mi się jeszcze jeden wniosek, czasem lepiej zrezygnować z upatrzonego wcześniej modelu na rzecz mniej prestiżowego auta, ale za to młodszego i z niższym przebiegiem. Ważne jest też od kogo kupujemy samochód. Ja na szczęście trafiłem na sprawdzonego importera, miałem więc pewność co do źródła pochodzenia auta i jego przebiegu. Co więcej mogłem go zobaczyć przed naprawą i ocenić stan uszkodzeń.