Praktyka jest taka. Handlarz-importer jedzie po auto, np. do Niemiec. Tam dokonuje zakupu od osoby prywatnej albo firmy-pośrednika, otrzymuje umowę zakupu albo fakturę. Dokumenty są wystawiane na handlarza. Ten zaś szuka w Polsce nabywcę, ale podczas transakcji na kolanie wypisuje nową umowę, z której ma wynikać, że klient kupił dane auto bezpośrednio od Niemca.

Podpisy strony niemieckiej na takich umowach bywają autentyczne (rzadko), ale z reguły są podrabiane. Tak działają handlarze, którzy nie mają zgłoszonej działalności, ale niekiedy także ci, którzy mają firmy, lecz chcą zaoszczędzić na podatkach.

Z takimi umowami, "na Niemca", nowi nabywcy idą do urzędów i załatwiają wszystkie formalności. I zwykle nikomu żadna krzywda się nie dzieje. Do czasu.

Ostatnio głośno było o kilku przypadkach kiedy to firmy ubezpieczeniowe odmówiły wypłaty świadczenia z tytułu auto-casco. Jako powód podały zakup auta na podstawie sfałszowanych umów, właśnie takich "na Niemca".

Jest to coraz częstsza praktyka, że ubezpieczyciele, którzy chcą się wymigać od wypłaty odszkodowania, biorą pod lupę szczególnie auta pochodzące z prywatnego importu. Dochodzą czy Niemiec, którego dane figurują w umowie sprzedał swoje auto rzeczywiście temu, a nie innemu Polakowi. Gdy dane nie zgadzają się, firma ubezpieczeniowa ma prawo uznać, że klient występujący o świadczenie nie jest prawnym właścicielem pojazdu i tym samym nie ma prawa do wypłaty z tytułu wykupionej polisy.

Swoją drogą, wyrywkowe kontrole umów "na Niemca" od lat prowadzą urzędy celne. Bywa, że odkopuje się sprawy sprzed kilku lat. Podstawą prowadzonych dochodzeń jest podejrzenie zaniżenia wartości pojazdu przy zapłacie akcyzy. Celnicy wysyłają pisma do Niemiec, do osób wskazanych w umowach, albo do niemieckich wydziałów komunikacji. Usiłują dojść czy umowa sprzedaży pojazdu została faktycznie zawarta między wskazanymi osobami i czy podana kwota jest prawdziwa.

Pół biedy, gdy nie zgadza się tylko kwota, wtedy czeka na delikwenta podatkowy domiar, kara grzywny oraz karne odsetki. Gorzej, gdy Niemiec nie potwierdzi danych kupującego. Za fałszerstwo dokumentów grozi kara grzywny lub więzienia, a gdy nie będziemy w stanie udowodnić swoich praw do pojazdu, może zostać nam skonfiskowane.