• Polskie przepisy nakazują zachować bezpieczny odstęp od poprzedzającego samochodu, ale nie określają go precyzyjnie, stąd są trudne w egzekwowaniu
  • Określony odstęp pomiędzy pojazdami wymagany jest w długich tunelach poza obszarem zabudowanym
  • Kierowca, który uderza w tył innego pojazdu, domyślnie jest uznawany winnym, choć są wyjątki od tej zasady

Każdy, kto lubi po autostradach jeździć szybko, ale bezpiecznie, wie, jakie to trudne za sprawą kierowców, którzy lubią poganiać. Przyjmijmy, że lubię korzystać z wyjątkowo wysokiego na polskich autostradach limitu 140 km/h. W praktyce nie zawsze to możliwe, a z pewnością nie jest to możliwe w godzinach szczytu – gdy np. tysiące aut wyjeżdża w piątkowy wieczór autostradą z Warszawy w stronę Poznania. Jest tłok, nie da się jechać bardzo szybko, więc jadę „tylko” 120 km/h, zachowując kilkadziesiąt, może 100 metrów odstępu od samochodu, który jedzie przede mną.

Chętnie pojechałbym szybciej, ale lewy pas ma „swoją” prędkość, samochody co jakiś czas gwałtownie zwalniają, trzymam więc odstęp. Niestety, co kilkadziesiąt sekund w lusterku widzę zbliżający się samochód, który „siada” mi na zderzaku, domagając się, bym zjechał na prawo i go puścił – a ja też bym chętnie przyspieszył, tylko nie ma takiej możliwości! Są i tacy, co nie czekają – jadą slalomem, wyprzedzają z prawej strony, i nawet jeśli ktoś stara się trzymać odstęp, to co chwila wyrasta przed nim inny samochód, prowadzony przez kierowcę, któremu się spieszy.