Wielu osobom, które skusiły się na tanie kursy sprzedawane na Grouponie i w innych portalach zakupowych po 700 zł, a nawet taniej, ta sztuka się nie powiodła. Jak to możliwe? Zwyczajnie: kupon ważny jest przez jakiś czas. Potem, jeśli nie uda ci się umówić z instruktorem na jazdy i ich odbyć, przepada. Za godziny jazd brakujące do ukończenia kursu musisz zapłacić, lecz tym razem już po rynkowych cenach.
Dziś tani kurs na prawo jazdy sprzedawany poniżej kosztów, jutro – niespodzianka: skracane wykłady lub rezygnacja z nich, trudności z zapisaniem się na jazdy, instruktor dostępny tylko o 5 rano lub o 24 w nocy, kolejki i utrudnienia po to, by kursant spędził za kierownicą jak najmniej czasu.
Pierwszy zgrzyt to kurs teoretyczny. W OSK Mobilek, który sprzedał wyjątkowo dużo tanich kursów przez portale zakupowe, całą teorię – 30 obowiązkowych godzin lekcyjnych – kursanci mieli przyswoić w weekend. 15 godzin w sobotę, 15 w niedzielę. Teoretycznie to możliwe, w praktyce wartość takiej nauki jest żadna. Zresztą – jak opowiedział nam jeden z kursantów – ku zadowoleniu wszystkich zajęcia w sobotę zostały skrócone o 2,5 godziny, a w niedzielę o 4! Nikt nie protestował. Przedstawiciel szkoły: „To bardzo mało prawdopodobne! Może instruktor wyszedł po bułkę czy po papierosa, a jak wrócił, kursantów już nie było?” Może i tak, tyle że w takim wypadku ośrodek nie miał prawa wydać zaświadczenia o ukończeniu kursu, a wydane zaświadczenia są – w świetle prawa – nieważne!
Policzmy: kurs kosztuje 700 zł, a zapewnić trzeba za to 30 godzin jazdy z instruktorem. Wychodzi – pomijając wszelkie inne koszty, w tym szkolenie teoretyczne i prowizję pośrednika sprzedającego kursy – 23 zł za godzinę. Czy da się za to uczciwie przeprowadzić szkolenie? Mało prawdopodobne!
Skracanie zajęć teoretycznych albo nieprzeprowadzanie ich w ogóle to w tym biznesie norma. Obecnie szkolenie w stylu: „masz tu płytkę, odtwórz sobie w domu, zakuj i zdaj” z powodu zmienionej formuły egzaminu gorzej się sprawdza, co nie przeszkadza, by tak właśnie do niego podchodzić. Najwięcej jednak można zaoszczędzić na paliwie. Warto policzyć, ile czasu faktycznie spędzamy za kółkiem na tanim kursie. Jeśli za każdym razem utrwalamy egzaminacyjną formułę sprawdzania świateł, płynów eksploatacyjnych i wskazywania, gdzie znajdują się poszczególne urządzenia w aucie, to nie dlatego, że taka nauka jest potrzebna. Prawdziwy powód jest następujący: auto, które stoi na placu, nie zużywa benzyny! Podobnie jest z jazdą po mieście: instruktor dobrze wie, gdzie droga o danej godzinie jest wolna, a gdzie auto utknie w korku. Silnik na wolnych obrotach spala 0,5-0,7 l na godzinę pracy. Gdy auto jedzie – znacznie więcej! Oto, dlaczego na kursie uczysz się cierpliwości! Podobnie jest z obchodzeniem ronda piechotą, by nauczyć się po nim jeździć – to kolejny patent na oszczędność.
To nie tylko obowiązek nałożony przepisami, lecz także twoje prawo, by na kursie jeździć także za miastem z większą prędkością. Na kursie powinny być co najmniej 4 takie szybkie godziny. Oczywiście, przejechanie kilkudziesięciu kilometrów „elką” kosztuje więcej niż 25 zł – oto powód, dla którego na tanich kursach jazda za miastem jest rzadkością. Najlepiej, jeśli instruktor sam wie, co ma robić. Jeśli nie, warto go do tego przymusić.
Zaoszczędziłeś na kursie? Wydasz więcej na egzamin. Będziesz go powtarzać do znudzenia!
- Skracanie zajęć teoretycznych lub nieprowadzenie ich w ogóle.Skracanie jazd pod różnymi pretekstami, np. poznawanie zawartości komory silnika na każdych zajęciach.Unikanie wyjazdów poza miasto, gdyż koszt takiej nauki bywa wyższy niż cena godziny jazdy w mieście.Nauka piechotą – to nowy pomysł na poznawanie zasad poruszania się po rondzie. Instruktor objaśnia, kursant patrzy na przejeżdżające auta, cenne paliwo zostaje w baku!