Rankiem na parkingu przed WORD-em w Warszawie panuje wzmożony ruch. Podjeżdżają motocykliści. Wielu z nich wygląda groźnie i profesjonalnie: ubrani w skórzane kombinezony zsiadają z dużych, głośnych motocykli, zdejmują rękawice i kaski, ale nie zostawiają ich przy motorach, biorą je ze sobą, kierując się w stronę placu, na których wyrysowano ósemki i przygotowano miejsca prób sprawnościowych. Jakieś zawody? Nic z tych rzeczy! Panowie już wkrótce zaczynają wracać do swoich maszyn, niektórzy wyraźnie źli, a inni obojętni, tak jakby trafili na kiepską pogodę. Dzień jak co dzień – po raz kolejny oblali egzamin na prawo jazdy. Panowie odpalają motocykle i odjeżdżają.

O co chodzi? O to, że egzamin praktyczny na prawo jazdy kat. A jest dla bardzo wielu ludzi zwyczajnie zbyt trudny, nawet jeśli doskonale opanowali jazdę motocyklem. To elita – przynajmniej starają się o prawko, by jakoś tę swoją jazdę zalegalizować. Jest bowiem duża grupa motocyklistów, którzy kwestię prawa jazdy kat. A zwyczajnie olewają, traktując ją z góry jako zbyt upierdliwą. Nie mają na to czasu. To może się na nch zemścić, gdy spowodują kolizję lub wypadek. Dopóki do tego nie doszło, muszą mieć przygotowane 300 zł na mandat za jazdę bez wymaganej kategorii prawa jazdy lub 500 zł – jeśli prawa jazdy w ogóle nie mają.