Do tej pory uzbieranie 25 lub więcej punktów karnych w przypadku kierowców, którzy mają prawo jazdy dłużej niż rok, kończyło się ponownym egzaminem.
Procedura wyglądała następująco: komendant wojewódzki policji, który odpowiada za prowadzenie ewidencji punktów karnych, występował do starosty lub prezydenta miasta (w zależności od tego, kto wydał prawo jazdy) z wnioskiem o sprawdzenie kwalifikacji takiej osoby. Urząd wzywał kierowcę do zwrócenia dokumentu i wyznaczał termin egzaminu. Do momentu odbycia pierwszego egzaminu wciąż można było legalnie prowadzić samochód lub motocykl. Dopiero negatywny wynik sprawdzianu skutkował cofnięciem uprawnień.
Po 19 stycznia tego roku teoretycznie ścieżka powinna wyglądać podobnie, ale wprowadzając i cofając zmiany, posłowie trochę się zapętlili, pozostawiając po swojej działalności pobojowisko w przepisach. Przez to kierowca nawet po oblaniu egzaminu może w pewnych okolicznościach dalej prowadzić samochód. Wszystko zależy od tego, na jakiej podstawie prawnej urzędnik skieruje kierowcę na egzamin.
Jeśli podstawą prawną będzie art. 114 Kodeksu drogowego: „kontrolnemu sprawdzianowi kwalifikacji podlega osoba (…) w razie przekroczenia 24 punktów (...)”, to mamy szczęście.
Dlaczego? W styczniu tego roku z Kodeksu zniknął art. 140 mówiący o tym, że delikwentowi, który ów egzamin obleje, zabiera się prawo jazdy. Zatem z punktu widzenia prawa w takim przypadku negatywny wynik egzaminu nic nie zmienia – kierowca może dalej legalnie prowadzić samochód, a jedyne, co mu grozi, to kara (niewysoki mandat – zwykle 50 zł) za brak dokumentu (to zupełnie inna kategoria czynu niż brak uprawnień).
Zapisy pozwalające cofnąć uprawnienia pojawiły się wprawdzie w ustawie o kierujących pojazdami (art. 49 oraz 103), ale tylko w wersji bardzo ogólnej – fragmentu o przekroczeniu 24 punktów nie ma! Sami urzędnicy są zdezorientowani i nie bardzo wiedzą, co robić w takich sytuacjach. Jedni wykorzystują Kodeks drogowy, inni opierają się na ustawie o kierujących, mało kto jest pewien swoich racji.
Od dawna powtarzamy, że osoby zajmujące się w aktualnym sejmie przepisami drogowymi nie powinny się do nich w ogóle dotykać, bo zaraz pojawia się jakieś nieszczęście! Jak na razie w urzędach panuje spora dowolność: część urzędników kieruje na kontrolne sprawdzenie kwalifikacji już na podstawie nowej ustawy, zgodnie z którą oblany egzamin oznacza utratę uprawnień, ale są też tacy, którzy wciąż opierają się na zapisach Kodeksu drogowego – wysłać na egzamin mogą, ale potem nie mają podstawy, aby zatrzymać prawko.
Czekają więc na wytyczne ministerstwa lub... na zmianę prawa. Nie ma natomiast problemu z zatrzymywaniem uprawnień kierowcom, którzy mają prawo jazdy krócej niż rok albo popełnili wykroczenie lub przestępstwo kwalifikujące się do ukarania przez sąd.
Galeria zdjęć
Wyrokiem sądu na dłużej niż rok: z reguły wiąże się to z karą za spowodowanie wypadku lub jazdę po pijanemu. W takiej sytuacji, po pierwsze, czekają nas kontrolne rozszerzone badania lekarskie (koszt ok. 400 zł), a po drugie – egzamin teoretyczny i praktyczny. Prawo jazdy odzyskamy dopiero, gdy zdamy egzamin praktyczny. Nie mamy jednak obowiązku uczęszczania na kurs. Jazdy doszkalające mogą się jednak przydać, by zdać egzamin.
Wyrokiem sądu na rok lub krócej: zwykle tak krótkie wyroki zakazu prowadzenia pojazdów sądy wydają za poważne wykroczenia (ale nie przestępstwa), np. prowadzenie w stanie po użyciu alkoholu (nie mylić ze stanem nietrzeźwości). Po zaliczeniu badań lekarskich, na które kieruje osobę starosta (i po upływie kary), można odebrać prawo jazdy w wydziale komunikacji bez konieczności zdawania egzaminu kontrolnego.
Za punkty. Kierowca, który ma prawo jazdy krócej niż rok, po uzbieraniu 21 punktów oddaje prawo jazdy. Jeśli chce je odzyskać, musi iść na kurs, tak jakby prawka nigdy nie miał, i zdać egzamin. Kierowca z większym stażem ma limit wyższy (może jeździć z 24 punktami), a po przekroczeniu limitu traci uprawnienia dopiero, gdy obleje lub zignoruje egzamin kontrolny. Po 19 stycznia 2013 roku obowiązują zastrzeżenia jak w głównym tekście.