Ale ja miałem 60 proc. zniżek, niemożliwe, abym wszystkie stracił po jednym dzwonie! – żali się sąsiad, który rok temu u tzw. taniego ubezpieczyciela kupił polisę OC za niecałe 700 zł. Nie najgorsza cena wynikała z tego, że człowiek ma prawo jazdy od 20 lat i od co najmniej 10 lat nie spowodował żadnej kolizji. Oferta na rok kolejny, którą dostał pocztą, opiewa jednak na 4100 zł.... Grubo! Sąsiad przypomniał sobie, że kilka miesięcy temu otarł komuś lakier ze zderzaka. Czy to możliwe, że po jednej szkodzie stracił wszystkie zniżki, a jeszcze ma zapłacić podwójną albo potrójną stawkę? Ależ tak! Ubezpieczyciel, który pokrył szkodę, już nie chce mieć z tym kierowcą nic wspólnego, stąd zaporowa stawka na OC w kolejnym roku. Proste?

Wyjaśnijmy: tabelki bonus-malus, które polegają na przyznawaniu kierowcom zniżek za bezszkodową jazdę (np. 10 proc. za każdy rok) i zwyżek (np. 20 proc. za każdą szkodę) to dawniej jeden z kilku, a obecnie – nawet kilkudziesięciu czynników branych pod uwagę przy ustalaniu składki za OC. Zniżki i zwyżki ustalane są przez każdego ubezpieczyciela w inny sposób i nawet, jeśli przy zawieraniu umowy klient jest pytany o poziom zniżek/zwyżek u ostatniego ubezpieczyciela, to wcale nie znaczy, że dokładnie taką zniżkę (czy jakąkolwiek) dostanie w tej firmie, która pyta. Tabelki bonus-malus to... relikt przeszłości.

Więcej: jeśli u jednego ubezpieczyciela wykupisz opcję ochrony zniżek, to owszem, w następnym roku (być może) cena polisy wzrośnie tylko o stopę podwyżek „ogólnych”, ale gdybyś chciał zmienić ubezpieczyciela, opcja ta wykupiona wcześniej wcale nie wpłynie na wysokość składki.

Warto mieć świadomość, że agent ubezpieczeniowy czy też robot internetowy od z górą dwóch lat nie musi nawet pytać o naszą historię ubezpieczeniową. Pyta tylko po to, by wstępnie obliczyć składkę bez zaglądania do systemu. Ostatecznie i tak wpisuje PESEL klienta w odpowiednią rubrykę i całą jego historię ma jak na talerzu. Jedyne, czego nie ma, to wysokości składki zapłaconej u konkurencji.

Obecnie spowodowanie choćby jednej szkody (jakiejkolwiek – wysokość odszkodowania nie ma znaczenia) psuje nam historię ubezpieczeniową na co najmniej 3-5 lat i albo wymusza zmianę ubezpieczyciela na takiego, który nie przegania klientów po jednej szkodzie lecz tylko trochę dociska, albo kosztuje nas w sumie wiele tysięcy zł, albo – w przypadku posiadania opcji ochrony zniżek – przywiązuje nas do jednej firmy, która ten jeden, jedyny raz przymknie oko na nasz błąd. Wniosek? Lepiej nie powodować szkód, a jeśli już zarysowaliśmy komuś zderzak, lepiej dać i 1000 zł na nowy lakier, byle nikt nie zgłaszał szkody, która trafi do centralnego rejestru.

Naszym zdaniem

Zarysowali ci zderzak? Bierz do ręki pieniądze na nowy lakier i jeszcze drugie tyle za fatygę. Spowodowałeś drobną kolizję? Lepiej zapłać od razu za naprawę – ubezpieczyciele i tak odbiorą swoje!