Auto Świat Porady Prawo Mandat z zagranicy: trzeba płacić czy można odpuścić?

Mandat z zagranicy: trzeba płacić czy można odpuścić?

Autor Piotr Wróbel
Piotr Wróbel

Co roku po wakacjach wielu polskich kierowców ma kłopot: przyszło zdjęcie z zagranicy, czy da się uniknąć kary? Nasza rada: z reguły lepiej zapłacić, bo szanse na fart zmalały

Niemiecka Policja
Fotolia
Niemiecka Policja

Unia od dłuższego czasu próbowała stworzyć system, dzięki któremu możliwe stałoby się ściąganie kar za wszystkie wykroczenia drogowe popełnione przez obywatela UE na terenie innego państwa Wspólnoty. Początkowo z zagranicznymi piratami rozprawiało się tylko kilka krajów, m.in. Austria, Holandia i Niemcy, ale w 2013 r. wszedł w życie ogólnoeuropejski system wymiany informacji o wykroczeniach drogowych.

Po początkowych perturbacjach – okazało się, że przepisy opierały się na niewłaściwej podstawie prawnej – w połowie 2015 r. (Wielka Brytania, Dania, Irlandia mają czas do 2017 r.) machina ruszyła i do naszego kraju napływają tysiące wniosków o udostępnienie danych polskich piratów grasujących w UE.

Gdy w skrzynce znajdziecie mandat, to – jeśli spełnia on wszystkie formalne wymogi – lepiej go jednak zapłaćcie. Zagraniczny mandat nabiera w Polsce mocy prawnej dopiero w chwili, gdy zostanie zatwierdzony przez polski sąd, ale raczej nie ma się co łudzić, że w przypadku kary – zwłaszcza wysokiej – z zagranicy tak się nie stanie. Zagraniczne służby działają z reguły bardzo sprawnie w kwestii egzekwowania należności od obcokrajowców.

Z kolei, jeśli byliście za granicą i np. zauważyliście, że radar pstryknął wam zdjęcie, a po długim czasie nic nie przyszło, to...mogliście mieć szczęście. Zagraniczna policja – poza tym, że jest skuteczna – prezentuje postawę zdroworozsądkową. Jeżeli mandat jest niski, a koszty jego wyegzekwowania wysokie, mundurowi raczej odpuszczą. Barierę stanowi z reguły kwota 70 euro (plus koszty postępowania) i kary poniżej tej granicy mogą (nie muszą!) się upiec. Choć np. z Austrii przychodzą też niższe mandaty.

Niektórzy kierowcy ignorują „drobne” mandaty z zagranicy, a potem przechwalają się swoim „sprytem” na forach. „Takiego mandatu nikomu nie chce się ściągać” – piszą. I faktycznie, czasem tak bywa, ale z reguły dobry humor cwaniaków kończy się w chwili, gdy ponownie pojadą do kraju, w którym popełnili wykroczenie, i wpadną np. na rutynową kontrolę. Albo po prostu... okażą dowód osobisty na lotnisku.

W niektórych krajach (np. Włochy) służby działają nieco opieszale, a mandaty przychodzą do Polski po pół roku od popełnienia wykroczenia. To jednak wcale nie oznacza, że doszło do przedawnienia, bo z reguły wykroczenia są ważne co najmniej 2-3 lata, a w niektórych krajach – nawet do 5 lat (Holandia, Włochy). Najszybciej, bo już po 3-6 miesiącach przedawniają się wykroczenia popełnione w Niemczech. Ważne: przedawnienie następuje, jeśli w ciągu danego okresu od wykroczenia nie wystawiono wezwania! W sytuacji gdy machina ruszy, nie ma w zasadzie szans na wywinięcie się od kary.

Przesyłka musi mieć formę listu poleconego, a pismo powinno być sporządzone w języku ojczystym kierowcy, choć nie zawsze tak jest. Niektórzy próbują na tej podstawie uchylać się od płacenia, ale to niezbyt dobry pomysł. List ma zawierać mandat (druk), a nie jedynie wysokość grzywny. Ważne: zagraniczne punkty karne nie trafiają do polskiego systemu i na ich podstawie w Polsce nie stracicie prawa jazdy.

Naszym zdaniem

UE w końcu dopięła swego i sprawiła, że piraci drogowi nie mogą się już czuć bezkarni wobec zagranicznych fotoradarów. I bardzo dobrze, skorzysta na tym też Polska, bo nasi goście też często jeżdżą nieco za szybko.

Autor Piotr Wróbel
Piotr Wróbel