Współpraca reklamowaTestujemy na paliwach
Auto Świat > Porady > Prawo > A mówią, że nie trzeba wzywać policji do stłuczki. Pani Dorota przekonała się, że to jednak bardzo ryzykowne

A mówią, że nie trzeba wzywać policji do stłuczki. Pani Dorota przekonała się, że to jednak bardzo ryzykowne

Akcja miała miejsce w Warszawie na ulicy Powstańców Śląskich. Konkretnie na lewym pasie. Lewym pasem jechała Skoda Octavią, za nią – również lewym pasem – podążała kierująca lexusem pani Dorota. Nagle skoda wykonała zaskakujący manewr, gwałtownie hamując bez obiektywnie uzasadnionej przyczyny. Kierująca lexusem, jak twierdzi, nie miała szans na wyhamowanie i doszło do zderzenia. Jak tłumaczyła kierująca skodą, co zawarła również w napisanym przez siebie oświadczeniu, "zgasł jej silnik". Sprawa miała zaskakujący finał.

Kolizja – zdjęcie ilustracyjne
Kolizja – zdjęcie ilustracyjneŹródło: Shutterstock / Southworks
  • Dwie kierujące wzięły udział w kolizji – jeden samochód zepsuł się i gwałtownie zahamował, w efekcie drugi w niego uderzył
  • Kierująca samochodem, który nagle zatrzymał się podczas jazdy lewym pasem, bezpośrednio po zdarzeniu czuła się winna
  • Panie dogadały się co do winy i zrezygnowały z wzywania policji
  • Kierująca, która początkowo czuła się winna spowodowania kolizji, następnego dnia zmieniła jednak zdanie
  • Pomimo sprzeciwu drugiej kierującej, kierująca "początkowo winna" zawnioskowała o odszkodowania z polisy OC drugiej kierującej i otrzymała je... na słowo
  • Ubezpieczyciel uważa, że wypłacając odszkodowanie z OC wbrew ubezpieczonej postąpił zgodnie z prawem

Usterka, siła wyższa – zdarza się. Jako że nie było sporu, kto jest winny, panie nie wezwały policji, poprzestały na oświadczeniu jadącej z przodu kierującej skodą. To ona w tamtym momencie wyglądała na skruszoną i poczuwała się do winy: hamując podczas jazdy lewym pasem (tłumaczyła, że zgasł jej silnik) wykonała zaskakujący manewr i spowodowała zagrożenie. Właścicielka Lexusa, pani Dorota, postanowiła skorzystać z polisy OC skody, przyjmując w tamtym momencie, że sprawcą jest kierująca tym pojazdem. Szybko została jednak powstrzymana: kierująca skodą zadzwoniła do niej następnego dnia, mówiąc, że odwołuje swoje oświadczenie, czuje się niewinna. Kwit podpisała w zdenerwowaniu, ale teraz jest spokojna i wie, że ten, kto wjeżdża drugiemu w bagażnik, winny jest i kropka. Ubezpieczyciel kierującej skodą – Link4 – odmówił wypłaty odszkodowania.

Tak to ktoś zapewne wytłumaczył kierującej skodą, mając rację przynajmniej w tym zakresie, że jadący z tyłu jest zazwyczaj w gorszej sytuacji dowodowej. Zazwyczaj, bo oświadczenie, w którym stoi "zgasł mi silnik" zostało wprawdzie odwołane, ale nie znikło. Skoro komuś zepsuł się samochód i w wyniku tego doszło do gwałtownego hamowania, to znaczy, że hamowanie było niespodziewane, niezamierzone i zapewne niebezpieczne.

Właściciel Skody rusza po odszkodowanie

Kierująca Skodą nie tylko odwołała swoje oświadczenie, lecz także zwróciła się do ubezpieczyciela lexusa (firma Proama) o wypłatę odszkodowania z OC sprawcy, dowodząc, że to kierująca lexusem jest winna kolizji. Skąd znała numer polisy OC lexusa? To żaden problem wystarczy znać numer rejestracyjny samochodu: wchodzisz na stronę Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, wpisujesz datę zdarzenia, numer rejestracyjny, potwierdzasz, że nie jesteś robotem i masz. Trwa to może z minutę.

Proama nie robiła problemu, przyjęła zgłoszenie, a właścicielkę polisy (kierującej lexusem) poproszono o wypełnienie druku oświadczenia o okolicznościach zdarzenia.

Kierująca lexusem nie zgadza się na obciążenie swojej polisy

W pierwszym zdaniu oświadczenia wypełnionego przez kierującą lexusem czytamy: "niestety, nie potwierdzam, że jestem sprawcą tej kolizji". Dalej pani Dorota tłumaczy, że kierującej skodą zgasł silnik i nie było możliwości uniknięcia zderzenia nawet przy zachowaniu (bezpiecznej – red.) odległości i prędkości.

Na tym etapie właścicielka lexusa była przekonana, że o ile nic więcej nie zrobi w tej sprawie, to obie strony (uczestniczki kolizji) są stratne o tyle, że nie dostaną odszkodowania. Czuła się przy tym oszukana i jednocześnie przekonana, że wina za spowodowanie kolizji leży po drugiej stronie.

Czemu to ubezpieczenie takie drogie?

O tym, że sprawa kolizji na Powstańców Śląskich przybrała zaskakujący obrót, właścicielka lexusa dowiedziała się kilka tygodni później, gdy w innej w firmie kupowała ubezpieczenie komunikacyjne. Okazało się, że za nową polisę ma zapłacić dużo więcej niż w przeszłości. Szybko wyjaśniono, że ma ona na koncie całkiem świeżą szkodę: ku jej zaskoczeniu ubezpieczyciel (Proama) obciążył jej polisę, uznając kierującą skodą za poszkodowaną i wypłacając jej odszkodowanie. Dokonano stosownego wpisu do UFG o spowodowaniu szkody. Ale jak to? – zapytała pani Dorota – mam oświadczenie sprawcy, który przyznaje się do winy, wypełniłam oświadczenie, w którym ja nie przyznaję się do winy, a mimo to uznali mnie winną i jeszcze nie raczyli mnie poinformować!

Oświadczenia o winie są warte tyle, ile papier, na którym je napisano

Tak przynajmniej wynika ze stanowiska ubezpieczyciela. Fakt uznania kierującej lexusem za winną i wypłacenie odszkodowania kierującej skodą potwierdziła rzecznik Proamy w obszernych wyjaśnieniach dotyczących tej sprawy. Będziemy odnosić się do kolejnych jego fragmentów.

W przypadku każdej zgłoszonej szkody ubezpieczyciel ma obowiązek przeprowadzić własne postępowanie wyjaśniające. Wynika to z art. 29 Ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej. Oświadczenie z miejsca zdarzenia jest jednym z dokumentów, które jest brane pod uwagę w toku postępowania. Ubezpieczyciel ustala odpowiedzialność za szkodę na podstawie zgromadzonego materiału oraz przeprowadzonego postępowania likwidacyjnego. Decyzja o odpowiedzialności nie jest podejmowana na podstawie deklaracji stron. (wytłuszczenie redakcji)

W istocie, ubezpieczyciel ma obowiązek przyjąć zgłoszenie i je rozpatrzyć, co w tym przypadku miało miejsce. Ubezpieczyciel ma obowiązek podjąć "postępowanie dotyczące ustalenia stanu faktycznego zdarzenia losowego" – tak mówi ustawa. Natomiast może dziwić zignorowanie deklaracji jednej ze stron podczas podejmowania decyzji.

Ustaliliśmy, że za to zdarzenie odpowiedzialna jest osoba, posiadająca u nas OC p.p.m., (posiadacza pojazdów mechanicznych – red.) prowadząca podczas zdarzenia samochód marki Lexus. Nie posiadamy żadnych materiałów, które udowadniałyby stawianą przez naszą klientkę tezę, że nie odpowiada ona za to zdarzenie. (…) Dodam, że nie ma rozbieżności, co do okoliczności zdarzenia w oświadczeniach osób, które brały w nim udział. Obie osoby, które uczestniczyły w stłuczce potwierdzają, że w samochodzie marki Skoda zgasł silnik, w efekcie czego samochód się w pewnym momencie zatrzymał, a jadąca za nim osoba, kierująca samochodem marki Lexus, nie zdążyła wyhamować i uderzyła w tył Skody. To samo znajduje się w oświadczeniu z miejsca zdarzenia, które zostało podpisane przez obie strony. Z podanych okoliczności wynika, że to pojazd z tyłu nie zachował odpowiedniej odległości i w związku z tym nie zdążył zareagować na daną sytuację na drodze.

Czy zawsze winien kolizji jest ten, kto wjechał w zderzak jadącego przed nim samochodu?

Z tym będziemy dyskutować, bo wygląda na to, że likwidator szkody nieco się pospieszył.

Jest prawdą – wynika to z Prawa o ruchu drogowym – że kierowca ma obowiązek zachować bezpieczny odstęp od pojazdów jadących przed nim, a stosowny przepis brzmi:

Kierujący pojazdem jest obowiązany utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu.

Jednak w tym samym artykule Kodeks drogowy informuje o równorzędnym, istotnym w tym przypadku obowiązku kierowcy:

Kierujący pojazdem jest obowiązany hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;

Nie można tak po prostu zahamować, jadąc lewym pasem, jeśli nie wymuszają tego warunki ruchu – bo to niebezpieczne.

A to oznacza, że są trzy możliwości rozstrzygnięcia odnośnie opisywanego zdarzenia: po pierwsze, za winną można uznać kierującą skodą, po drugie, wina może leżeć po stronie kierującej lexusem, po trzecie, może wystąpić współwina. Sam fakt, kto komu wjechał w bagażnik, nie mówi wszystkiego i o niczym nie przesądza, nawet jeśli istnieje powszechne przekonanie, że zawsze winny jest jadący z tyłu. Okoliczności są jednak ważne – jeśli chodzi o stwierdzenie winy, nie ma znaczenia, czy ktoś komuś wyjechał specjalnie przed maskę i zahamował, czy też pomyliły mu się pedały albo zepsuł samochód. Automatyzm w rozumieniu przepisów prowadzi do zaskakujących błędów.

Prosty przykład: na przejściu dla pieszych w Otwocku doszło do potrącenia pieszego przez kierującego samochodem. Nikt nie kwestionował, że zdarzenie miało miejsce na przejściu dla pieszych i nikt nie podważa pierwszeństwa pieszego w chwili, gdy ten wkracza na przejście. Skończyło się na siniakach, auto odjechało. Pieszy, po pierwszym szoku, wezwał policję. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia, przejrzeli monitoring, po czym ukarali pieszego mandatem, uznając jego winę. Dlaczego? Bo wbiegł centralnie przed maskę samochodu, nie dając kierowcy szans na reakcję.

Dalej Proama:

Natomiast zgodnie z art. 2 pkt. 22. Ustawy Prawo o ruchu drogowym każdy uczestnik ruchu ma obowiązek zachować szczególną ostrożność, czyli "ostrożność polegająca na zwiększeniu uwagi i dostosowaniu zachowania uczestnika ruchu do warunków i sytuacji zmieniających się na drodze, w stopniu umożliwiającym odpowiednio szybkie reagowanie". W art. 19. natomiast czytamy, że "kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków" oraz że "kierujący pojazdem jest obowiązany utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu."

To tłumaczenie tylko przekonuje mnie, że ktoś się pospieszył. Art. 2 pkt. 22 Kodeksu drogowego mówi o definicji szczególnej ostrożności, a nie, że kierujący ma zawsze zachować szczególną ostrożność – to definicja, a nie nakaz. Szczególna ostrożność jest niezbędna w szczególnych warunkach też opisanych w ustawie – m.in. podczas wyprzedzania, zbliżania się do skrzyżowania, przejścia dla pieszych, przy cofaniu, itp. O obowiązku zachowania odstępu już było – ale temu obowiązkowi towarzyszy zakaz hamowania w sposób niebezpieczny – jeśli nie jest to uzasadnione sytuacją drogową.

Nie było policji, jest słowo przeciwko słowu. I co teraz?

Teraz problem ma właścicielka lexusa, bo to ona musi – przynajmniej według ubezpieczyciela – udowodnić swoją niewinność. Od zdarzenia minęły trzy miesiące, nie ma mowy, aby zachowały się jakieś nagrania z ulicznego monitoringu. Nie ma nagrania z kamer samochodowych – jest słowo przeciwko słowu i oświadczenie kierującej skodą, że zgasł jej silnik. Ale znów: nie wiemy m.in., jak gwałtowne było hamowanie w wykonaniu kierującej skodą. My nie wiemy i likwidator szkody, który podejmował decyzję, też tego nie wie.

Kierująca lexusem wciąż ma prawo zgłosić policji zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia. Propozycji wystawienia mandatu którejkolwiek ze stron nie będzie – za dużo upłynęło czasu od chwili zdarzenia. Sprawa trafi jednak do sądu i może skończyć się na trzy sposoby, o których mowa była wyżej: uznaniem winy jednej strony, uznaniem winy drugiej strony albo orzeczeniem współwiny.

Co się stanie, jeśli sąd odwróci "wyrok" ubezpieczyciela?

W takim wypadku osoba, która uzyskała nienależne odszkodowanie, musiałaby je zwrócić (hipotetycznie: przy uznaniu współwiny musiałby zwrócić połowę), natomiast druga strona mogłaby dostać odszkodowanie z OC osoby uznanej za winną (lub połowę kosztów naprawy swojego samochodu przy uznaniu winy pół na pół). Dla ubezpieczyciela to nie problem – z punktu widzenia ubezpieczyciela taka sprawa w ogóle nie jest problemem.

Odpowiadając na Pana pytania dotyczące spraw sądowych: jeżeli w danej sprawie sąd uzna, że wypłacone przez ubezpieczyciela odszkodowanie, nie jest należne osobie, która je otrzymała, wówczas ta osoba jest zobowiązana je zwrócić. W przypadku szkód z OC czy autocasco następuje wówczas również korekta wpisów w bazie UFG.

No ale nie ma pewności, jak ta sprawa się skończy i czy w ogóle zdąży się skończyć prawomocnym wyrokiem, zanim się przedawni. Dodajmy, że w takim wypadku jedna ze stron otrzymałaby (pewnie symboliczną) grzywnę. Albo obie panie dostałyby niewielkie grzywny. Sąd zrozumie, że nikt (raczej) nie działał z premedytacją.

Co musisz wiedzieć, gdy bierzesz udział w kolizji?

Jak dobrze pokazuje ten przykład, oświadczenie o winie – zwłaszcza w sytuacjach nieoczywistych – warte jest niewiele. Wezwanie policji z punktu widzenia poszkodowanego jest zawsze pewniejszym rozwiązaniem: kto przyjmuje mandat, ten zostaje winnym i tego prawie nie sposób się później wyprzeć. Owszem, na policję trzeba czekać i ktoś, być może całkiem miły, dostanie wysoki mandat, ale dzięki obecności policji można liczyć na rozstrzygnięcie bardziej fachowe niż to, które może zapewnić nam ubezpieczyciel.

Powtórzmy: ubezpieczyciel, podejmując decyzję o wypłacie odszkodowania, nie złamał prawa. Ale być może pochopnie podjął decyzję – gdyby odmówił wypłaty, sugerując, że w tej nieoczywistej sytuacji poczeka na wyrok sądu, postąpiłby prawidłowo.

Mandat za doprowadzenie do kolizji (nazywa się to spowodowaniem zagrożenia) wynosi 1000 zł plus kwota mandatu z taryfikatora za "pierwotne" wykroczenie – w naszym przypadku za niebezpieczne hamowanie albo za niezachowanie bezpiecznego odstępu.

Jeśli policjanci obecni na miejscu zdarzenia mają wątpliwości, kierują sprawę do sądu, ale w przypadku kolizji dotyczy to głównie sytuacji, w których jest spór pomiędzy stronami. Prawomocny wyrok sądu przecina wątpliwości i jest właściwie nie do podważenia.

Pełny tekst wyjaśnień firmy Proama, jakie otrzymaliśmy w tej sprawie:

"W przypadku każdej zgłoszonej szkody ubezpieczyciel ma obowiązek przeprowadzić własne postępowanie wyjaśniające. Wynika to z art. 29 Ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej. Oświadczenie z miejsca zdarzenia jest jednym z dokumentów, które jest brane pod uwagę w toku postępowania. Ubezpieczyciel ustala odpowiedzialność za szkodę na podstawie zgromadzonego materiału oraz przeprowadzonego postępowania likwidacyjnego. Decyzja o odpowiedzialności nie jest podejmowana na podstawie deklaracji stron.

W przypadku sprawy, o którą Pan pyta, również przeprowadziliśmy postępowanie, w toku którego ustaliliśmy, że za to zdarzenie odpowiedzialna jest osoba, posiadająca u nas OC p.p.m., prowadząca podczas zdarzenia samochód marki Lexus. Nie posiadamy żadnych materiałów, które udowadniałyby stawianą przez naszą klientkę tezę, że nie odpowiada ona za to zdarzenie. Na podstawie przeprowadzonego postępowania podjęliśmy decyzję o przyjęciu odpowiedzialności i w związku z tym wypłaciliśmy odszkodowanie. Jeżeli pojawiłyby się dodatkowe materiały w tej sprawie, to ponownie rozpatrzymy te okoliczności.

Dodam, że nie ma rozbieżności, co do okoliczności zdarzenia w oświadczeniach osób, które brały w nim udział. Obie osoby, które uczestniczyły w stłuczce potwierdzają, że w samochodzie marki Skoda zgasł silnik, w efekcie czego samochód się w pewnym momencie zatrzymał, a jadąca za nim osoba, kierująca samochodem marki Lexus, nie zdążyła wyhamować i uderzyła w tył Skody. To samo znajduje się w oświadczeniu z miejsca zdarzenia, które zostało podpisane przez obie strony.

Z podanych okoliczności wynika, że to pojazd z tyłu nie zachował odpowiedniej odległości i w związku z tym nie zdążył zareagować na daną sytuację na drodze. Natomiast zgodnie z art. 2 pkt. 22. Ustawy Prawo o ruchu drogowym każdy uczestnik ruchu ma obowiązek zachować szczególną ostrożność, czyli "ostrożność polegająca na zwiększeniu uwagi i dostosowaniu zachowania uczestnika ruchu do warunków i sytuacji zmieniających się na drodze, w stopniu umożliwiającym odpowiednio szybkie reagowanie". W art. 19. natomiast czytamy, że "kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków" oraz że "kierujący pojazdem jest obowiązany utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu."

Odpowiadając na Pana pytania dotyczące spraw sądowych: jeżeli w danej sprawie sąd uzna, że wypłacone przez ubezpieczyciela odszkodowanie, nie jest należne osobie, która je otrzymała, wówczas ta osoba jest zobowiązana je zwrócić. W przypadku szkód z OC czy autocasco następuje wówczas również korekta wpisów w bazie UFG."

Maciej Brzeziński
Maciej Brzeziński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków