Jak wszyscy kibice doskonale wiedzą, Robert Kubica podpisał jesienią ubiegłego roku kontrakt z Renault.

W międzyczasie sytuacja się zmieniła - koncern zdecydował się sprzedać 75 procent udziałów luksemburskiej spółce Genii Capital.

Oczywiście w Formule 1 nie ma przypadkowości - w umowie znalazła się klauzula, że w takiej sytuacji kierowca ma prawo odstąpienia od umowy.

Robert Kubica milczał (i milczy!) w tej sprawie, choć w ostatnich tygodniach sporo się działo wokół teamu.

Nie sprawdziły się na przykład plotki dotyczące transferu Kubicy do Mercedesa GP.

Renault jest zespołem uznanym. W innych uznanych teamów miejsc wolnych już nie ma (choć Formuła 1 rządzi się własnymi prawami i zupełnie nieoczekiwanych decyzji w niej nie brakuje). Nic więc dziwnego, że Polak miał niezwykle ograniczony wybór (czytaj: raczej nie miał wyboru).

Wciąż jeszcze składu nie ogłosił co prawda Sauber, ale Robert już się oficjalnie żegnał z ta ekipą trzy miesiące temu...

- Zmierzamy w dobrym kierunku. Nie było żadnych wątpliwości, ale ważnym okazało się wyjaśnienie, abyśmy dowiedzieli się, kto będzie pełnił kluczowe role w teamie oraz jak będzie wyglądał jego budżet. To podstawa, którą trzeba znać aby rozwijać bolid -mówił DanielMorelli na łamach portalu BBC Sport.

- Nie jest prawdą, że żądaliśmy więcej pieniędzy. To nie w naszym interesie. Chcemy pieniędzy dla zespołu. Robert potrzebuje mocnego bolidu. To bezużyteczne, jeżeli kierowca dostaje więcej pieniędzy, gdy ma słaby bolid i traci bonusy. Lepiej jest zdobywać punkty i stawać na podium niż więcej zarabiać - oświadczył menadżer polskiego zawodnika.

Morelli wyjaśnił, że Robert nie spotkał się jeszcze z nowym właścicielem teamu, Gerardem Lopezem, ani z Ericem Boulierem. Ten drugi nie jest jeszcze oficjalnie potwierdzony jako szef zespołu.

W tym tygodniu Kubica planuje wizytę w bazie zespołu w Enstone. Menedżer Kubicy określił tegoroczny budżet zespołu jako "rozsądny", a Lopez zapowiada przyciągnięcie nowych sponsorów.